ech... ciężko się będzie rozstać... Dzisiaj państwu zmieniły się plany, więc będziemy się umawiać na kolejny albo jeszcze następny weekend. Siatki już podobno zamontowane, pani obiecała przesłać zdjęcia. Marusia jest na hormonach wyciszających rujkę i podobno syczy ostro na 4 m-cznego kociaka, który ich odwiedził

. Jestem pewna, że z Minką się dogada (Krzysiek mówił, że Marusia w schronie była bardzo łagodna i ugodowa), ale to oznacza, że na początku Minka dostanie pewnie do wiwatu

.
A Minka... zakochujemy się w niej coraz bardziej. Jest coraz bardziej ufna, coraz mniej ucieka. Cały czas nie czuje się zupełnie pewnie. Towarzyszy nam często, najchętniej w kuchni

, ale na wyciągniętą rękę a szczególnie dwie, odsuwała się. Jak już się ją "dopadło" to mruczała i dawała się chwilkę pomiziać. Bardzo lubi dotyk ludzkiej ręki, ale widać, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. Jestem pewna, że będzie z niej bardzo mizialska panna

. Dziś pierwszy raz sama wskoczyła na kanapę i ułożyła mi się w nogach więc ją wymiziałam za wszystkie czasy

. I brzucholek wystawiła i mruczała i w ogóle było bosko

. Wczoraj dr Ewa zdjęła małej szwy i powiedziała, że kicia wypiękniała

. Widać, że zdobywamy jej zaufanie a tu czeka ją znowu taki stres i tyle zmian. Pewnie najgorsza będzie podróż

. Minka bardzo nie lubi transporterka. Potem już siedzi cichutko jak trusia, ale widać, że to dla niej wielkie przeżycie. Tyle zmian dla takiego maleńkiego delikatnego stworzonka. W listopadzie do schronu, pobyt tam, potem do nas, do wetów, teraz znowu zmiany....

. No ale nie chcę aby się za długo do nas przyzwyczajała... Z kotami gania jak oszalała więc mam nadzieję, że Marusia szybko ją zaakceptuje i będzie dla niej wsparciem. Ona jest taka kochaniutka i taka bezbronna. Ani kotkom ani nam z pazurkami nie wojuje, nie gryzie. Tylko rano, jak za długo śpię w weekend

i jeść by już chciała, to podgryza mi palce u ręki

.