Dzień, W Którym Zmienił Sieu Cały Śfiat...
wykrakałam, wykrakałam...
Gizmacz sczaił do czego małym kotom służy uchwyt od piekarnika...
wskoczył nań...
przednimi łapkami odepchnął, tylnymi łapkami zaparł
wskoczył gnojek na gazowe palniki...
najpierwy zlizał resztki po jajecznicy z patelni, potem na blacie gdzie krojono kanapki wydziubał wszystkie okruszki bułczane, przebiegł zatłuszczonym kłusem po roboczym blacie, z zainteresowaniem lustrując zlew i znajdujące się w nim naczynia do wylizania...
gdy nagle zamajaczył przed nim
CEL, ku któremu zmierzał... Miska Wujasa F. stała bezbronna i
niepilnowana, pełna resztek, które zapobiegliwy Fridzielc zostawił sobie na ciężkie, zimowe, głodne czasy...
niar, niar, niar!
resztki znikły w przepastnych czeluściach Gizmaczowego żołądasa... choć trzy minuty wcześniej opędzlował kopiastą michę animody wraz z wymuszoną wrzaskiem
"Kotrośnie! Kotrośnie!" dokładką... Fridzielec omiótł pełnym bólu spojrzeniem zgliszcza po swym drugopoziomowym azylu i ewakuował, poprzez poziom lodówki, na szafek kuchennych szczyt, gdzie już pozostał...
zapewne do czasu...
Tego Dnia Skończyła Się Pewna Epoka
Epoka Harmonii i Wzajemnego Zaufania
Nastały Rządy Chaosu i Bezprawia
Chyba Nie Powinnam Czytać Więcej Fantasy...
EDIT: literuffki, dla wygody i płynności czytania