Dzisiejszy dialog ze znajomym/znajomą mógłby wyglądać tak:
- O! Widzę, że Twój kotek choruje i dajesz mu lekarstwa.
- Yhm. A skąd wiesz?
- No nie da się ukryć. Te sznyty...
Mamut i tatut wyglądają jak członkowie indiańskiego plemienia przygotowani do bojowych obrzędów - mamy niemal rytualne sznyty na różnych (naprawdę różnych!) częściach ciała.
Taki mamy autorytet u kotów...
Zaczęło się od odrobaczania. Niech nie spotkam na swej drodze producenta tak duuuuużej tabletki odrobaczającej dla kota. Niech go nie spotkam, bo jak go spotkam to każę mu przełknąć cd-rom w jednym kawałku, kurde...
Koty pożygały odrobaczacze, więc czeka nas akcja "odrobaczanie - reaktywacja".
Ponadto wczorajszy przypadek Noreczki. Panienka nabiła sobie po prostu guza (nawet pani doktor się śmiała, że to taka wariatka, żeby sobie guza nabić!) I jak ja mam utrzymać legendę, że Noreczka to przede wszystkim dama?
Ale kropelki do Noreczkowych oczu są: dwa rodzaje - podawanie co 12 godzin, jeden po drugim z odstępem 10 min.
Nasze poranki wyglądają mniej więcej tak:
- pobudka, michy dla kotów, mycie zębów, siusiu, prysznic, śniadanko, posmarowanie ranki Tasi, zakroplenie oczu Noreczce, 10 minut na odsapnięcie, zakroplenie oczu Noreczce.
(dzisiaj odrobaczanie jako bonus, w tym kocia ślina wszędzie gratis - taka promocja

)
Nasze wieczory wyglądają mniej więcej tak:
- mycie zębów, siusiu, pidżamka, kremy, kremiki, posmarowanie ranki Tasi, zakroplenie oczu Noreczce, 10 minut na odsapnięcie, zakroplenie oczu Noreczce, całus na dobranoc, jeśli siły pozwolą...
Jest odjazdowo. Pukamy z tatutem w niemalowane drewno, szkło, plujemy za siebie trzy razy i co tam jeszcze, żeby tylko nasz Koci czegoś nie wymyślił. Jak na razie tylko on nie był jeszcze u weta ostatnio...
Mamut na szczęście zdrowy, ale też zaczynamy obserwować pewne objawy upadku naszego autorytetu w oczach kota...
I wszystko jakoś leci. Na inne dwie smutne rzeczy nie mam wpływu, niestety...