Pozytywna energia pomogła, Micio późnym popołudniem nabrał powolutku sił i ruszył do ogrodu. Siedział, siedział, siedział, myślał, aż postanowił zrobić porządek w stadzie i po kolei czaił się na wszystkie dziewczyny i pogonił że ho ho! Potem bawił się ze mną trawką, potem mówił, ze wychodzi poza teren, ale nie pozwoliłam, potem nerwowo zjadł w ogrodzie dużą łyżkę mięsa w obawie, że mu zje Obcy, a potem powiedział, ze się zmęczył i wrócił do szafy. Pospał, pospał i pół godziny temu przyszedł zapytać, czy jest może jakaś kolacja bo on tak głodny w tej szafie, to długo za wariata robić nie będzie. Otworzona z radości tacka była be, ale saszetka owszem, 3/4 zjedzone. I łyżka jogurtu z Ipakitine na deser.
Pysio dzisiaj już się nie zapluwa, gluty nie lecą, antybiotyk zaczął działać. Ale on słabiutki i chudziutki.
A z doktorką naszą umówieni jesteśmy na jutro rano, bardzo się tej wizyty boimy, bo Mić ciężko znosi auto i gabinet. I też cud się w gabinecie nie stanie...
Dostałam dzisiaj od syna jakiegoś smartfona, zrobiłam kilka zdjęć w ogrodzie Micia, ale nijak je przerzucić do komputera, to jakieś dziwne urządzenie, wracam do starej Nokii
Dzięki za wszelkie wsparcie, dzisiaj lepiej.
Śpimy.
Razem
