Trzynastego w piątek był podobno Dzień Czarnego Kota.
No to w prezencie Popierdóła zaliczył wyprawę do pobliskiej metropolii na diagnostykę.
Wylizuje się maniakalnie tak, że wygląda jak łysy wypierdek.
Po ubiegłorocznej smutnej historii z Parszywkiem po pierwsze test na FIV/FeLV ujemny. Uf.
CioteczkaWZielonymGarniturku nie chciała brać krwi z ucha, "bo to kotka boli" więc poprosiłam, żeby z żyły wzięła więcej niż sześć kropel potrzebnych do testu.
Zrobiłyśmy morfologię. Niente. Uf.
Wsadziła pod lampę. Nie świeci. Uf.
Dla pewności zgoliła na zeskrobiny. Będziemy hodować.
Pogadałyśmy o alergii środowiskowej i pokarmowej. Zarąbiste do leczenia u wolnożyjącego kota
Obleciała mu USG dolne partie. Nie podobały jej się.
Dostał zatem kroplówkę i Furagin celem wyprodukowania próbki szczyn.
Zostało mu oszczędzone wyciskanie, bo nalał pod siebie w transporter.
Badanie szczyn wykazało w kit struwitów.
No to jesteśmy w domu...
Dieta w naszych warunkach to utopia więc dostaje Uropet.
Dziś zasadziłam się z transporterem na Biedronia.
Tiaaa... Mogłam sobie z daleka obserwować golema w plenerze


