» Wto gru 22, 2020 12:21
Re: Kropek i Kicia [Nadal problemy z Kicią]
Kicia jest z nami ponad 2.5 roku ale w głębi duszy to ciągle dzikuska jest.
Jeszcze żona to żona - po tylu latach dokarmiania pod blokiem Kicia nabrała do niej zaufania, więc np. pozwala się jej wziąć na kolana (czasem wręcz sama przychodzi i siedzi z miną „no, weź”). W moim wypadku szczytem wylewności jest czasem otarcie się o nogi, albo gdy ją głaszczę to nie robi miny „ale nie walniesz mnie teraz, co?” i nie ucieka (truchcikiem... ale zawsze).
Ale wczoraj idę spać, a tu po mojej stronie rozwalony Kropek (w nogach) i Kicia, pośrodku kołdry. Patrzę na nią, ona na mnie. Czekam aż sobie pójdzie, ale gdzie tam. No to kładę się obok. Kicia patrzy z lekką dezaprobatą ale leży. Głaszczę ją, z nadzieją że sobie pójdzie. Gdzie tam, jeszcze dupę wystawia do głaskania. Skoro tak, drapię ją w nasadę ogona - zaczyna memłać językiem, jak to koty czasem mają przy takim zabiegu, ale chęci ewakuacji nie zdradza. Kurdę, jest 0.40… Chwytam ją więc pod tłustawe boczki, licząc że tego juź nie zdzierży.
Cóż, Kicia w odpowiedzi zakotwicza się przednimi łapami w kołdrę ale to, że ją podnoszę nie robi na niej wrażenia, nie jest spięta ani skłonna do ewakuacji. Więc obracam ją na tyle, na ile "kotwice" pozwalają i wciskam się w powstałe miejsce. A Kicia patrzy na mnie z miną „i czego się pcha” ale nadal leży.
Tak dopiero około czwartej nad ranem przeniosła się na stronę żony, więc mogłem w końcu wyciągnąć… wyprostować nogi.

Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.