Tata mial wylew. W poniedzialek mowili, ze udar, ale dzis po tomografii okazalo sie, ze wylew jednak.
W poniedzialek w domu poszedl z lazienki do pokoju, usiadl przy stole i juz nie wstal. Mama zadzwonila do mnie i na pogotowie. Przyjechalam w tym samym czasie co i oni.
Zabralo go pogotowie do szpitala na neurologie. Ma niedowlad prawej strony i slabo mowi.
Dzis czuje sie jakby odrobinke lepiej.
Jutro przyjdzie konsulatnt - neurochirurg i powie czy beda mu operacyjnie odciagac wylew czy jest on na tyle maly, ze ma lezec a samo sie wchlonie...
Teraz mama jest w szpitalu a ja przyjechalam do domu troche odsapnac, bo zmeczona jestem straszliwie po tych 3 dniach.
Problem polega na tym, ze mama tez ma klopoty z cisnieniem i oczywiscie bardzo to przezywa wszystko.
No a ja musze wystepowac w roli tej usmiechnietej ostoi lagodzacej wszystkie bole. Przyznam, ze juz mnie szczeki od tego bola...
Teraz pozostaje mi czekanie do jutra.