W ogóle wczoraj było mi przykro trochę po odpowiedzi jednej fundacji. Zobaczę co powie druga - z tą drugą miałam więcej kontaktu. W każdym razie przespałam się z tym i wymyśliłam, że sama mogę znaleźć te karmicielki w mojej okolicy, przynajmniej mogę spróbować, bo mam stronę na której jest trochę osób. Kiedyś, gdybym je spotkała, poznała to mogłabym trochę karmy donosić. Nie po moich kotach
Ale na razie pasuję. Poczekam co napisze druga fundacja - może nic? Chociaż ta druga zna moją stronę i wie, że udostępniam ich posty, bo mi często lajkuje udostępnienia.
Wczoraj o 24 szłam przez Bytom od centrum do śródmieścia i nie widziałam żadnego kota. W ogóle nie chcę mówić na wyrost, ale mi się wydaje, że koty tutaj w Bytomiu są bardzo dobrze traktowane. Nie widziałam i nie słyszałam niczego w tym temacie złego (i nie chcialabym słyszeć). A w większości mieszkań są koty. U mnie w budynku, na przeciwko w bloku. Ludzie siatkują okna. Na przeciwko mają balkon w siatkach. Nawet w takiej niebogatej kamienicy widziałam siatki. Bez przerwy widać jakieś koty w oknach, nieraz i po dwa. Nie czuć tu jakiejś złej atmosfery w stosunku do kotów, a wręcz taki spokój. Mam wrażenie, że tu chyba wszyscy mają koty w mieszkaniach.
Sama raz spotkałam kobietę taką starszą, w innej dzielnicy, która widać że bogata nie była, a niosła do kotów jakieś szynki w woreczku i karmę. I opowiadała mi o tych kotach, że są kastrowane i że jest jeszcze jakaś kobieta, która się nimi opiekuje. No naprawdę, myślę że te koty tutaj nie mają się źle.
Dowiedziałam się też, że tu przy mojej ulicy gdzieś mieszka przedstawicielka bytomskiego TOZu - nawet nie wiedziałam, ze taki jest.