Tak zrobię, znaczy, będzie więcej mięsa, mniej suchego. Suchego, czyli Sanabelle (albo bezzbożowe, albo zbożowe, różnie). Teraz będzie mięso i puszki Schesira. Problem jest taki, że Isia zjada połowę porcji, a Florcia półtorej

Isi wystają kości, Florci boczki

Nie no, przesadzam. Obie są śliczne a Florcia nie jest jakaś gruba, taka rzeczywiście jej uroda, jest krótka w stanie ale dość szeroka. Kto wie, może ona urodziła młode kiedyś, może czuje, że musi jeść na zapas. W każdym razie jest zachwycająca - widzę po sierści i kupkaniu, to jeden z testów na zdrowie kota.
Na barfa (wybaczcie) nie mam ani narzędzi (maszynki do mięsa, miejsca w kuchni) ani zdolności ani przede wszystkim chęci. Nie umiem odmierzać, bałabym się, że z czymś przedobrzę, w ogóle mnie to nie ciągnie (poczytałam, wiem). Mam też mało czasu wolnego. Małą lodówkę. A więc... Mieszam jedzenie z puszki (wiem, że tam są suplementy odpowiednie dla kotów) z surowym sparzonym i przemrożonym mięsem. Uzupełniam suchym. To jest moja wersja barfa. Przepraszam, gdy będę na emeryturze (co - dla mojego pokolenia - nigdy nie nastąpi), to może się zmuszę. Teraz nie.
Jedzenie wykładam regularnie, staram się nie zostawiać, bo gdy zostawiałam suche, to tylko Florka jadła i to w ilościach mnie zadziwiających - potem potrafiła się kilka razy dziennie załatwiać

Więc basta. Mokre i odrobina suchego. Muszę znowu zrobić zdjęcia i poddać je waszej ocenie: czy Florka jest chudsza/grubsza/bez zmian
