Convenia na katar zadziałała, niestety steryd cokolwiek mniej i wetka jest zdania, że podawanie mu kolejnej dawki jest bezcelowe. Nie ma wyraźnej poprawy a powinna być (?). Ponieważ od niedzieli Malutki ma obniżoną temperaturę (37C) to wg niej niedługo prawdopodobnie przyjdzie nam się pożegnać. Nie chcę w to wierzyć - dlatego będę się umawiać na tomografię w Mikołowie. Niech wiemy jaka jest sytuacja. Jakby miał cierpieć, to wiadomo, że pomogę mu zasnąć; ale póki sam się załatwia i nie zdradza oznak bólu, to nie potrafię tego zrobić. To, że przy zastrzykach nie protestował (ani u wetki ani w domu) wg niej świadczy, że on już zobojętniał na to, co się z nim dzieje, ale przecież przy pastylkach i karmieniu (jak za dużo) to protestuje - zresztą pierwszy zastrzyk w życiu jaki dałam kotu też był "bezwypadkowy". Guido dał mi się obmacać, wkłuć i przetrzymał cały zastrzyk spokojnie i potem też tak było. I żyje do dziś i ma się świetnie. Wiedział, że chcę mu pomóc i był nieczuły na mały ból - bo był po operacji usunięcia kamienia z pęcherza i ból, jakiego wcześniej zaznał przy zwykłym sikaniu był o wiele gorszy. A Malutki ma za sobą usuwanie zębów, które mu bardzo doskwierały - więc chwytam się tej nadziei.
Musi być dobrze, musi być dobrze - mimo, że lewe oczko choruje (bo nie mruga, więc to, że mu je płuczę i zamykam nie wystarcza - dostałyśmy leki), to wydaje się być bardziej przytomny, świadomy tego co wokół niego; przytula się łapiąc łapkami za moją rękę i nie mantruje - nie słychać tego specyficznego mruczenia, którym pocieszają się cierpiące ostro koty. Więc oby to było jeszcze nie teraz
