Kochani.
Dziękuję za całe Wasze wsparcie.
Wiem, że mi współczujecie i że rozumiecie mój ból...a to bardzo dla mnie ważne.
Dziękuję Agacie za krzepiące smsy, że chciała przyjechać, że chciała tu płakać razem ze mną.
Ale ja z żałobą muszę się uporać sama...bo nigdy nie przejdzie.
A poza tym to sprawa między mną a Wiktorem....
Wiecie, mam inne koty, kocham je bardzo bardzo, ale Z Wiktorem to była inna sprawa.
On był TYLKO MOIM kotem. Odnalezionym, zabranym, tym jednym jedynym na całe życie.
Ze mną od zawsze, od srula malutkiego, przez lata młodzieńcze, aż do dorosłego pięknego kocura.
Nie zadaję sobie pytania " dlaczego ? ". Co to ma teraz za znaczenie? Liczy się tylko to, że Go nie ma...
Jakikolwiek powód nie był, skutek ten sam.
Po tym śnie miałam jakiś strach w sobie.
Nie opuściłam Go ani na chwilę, wieczorem zabrałam do łóżka, przytuliliśmy się, słuchałam jego oddechu i tak zasnęliśmy razem.
Kiedy sie obudziłam, pierwsze co to czy oddycha.
Tak było, nawet przebudził się na chwilę, jak Go zabierałam ze sobą do kuchni...nawet na moment nie chciałam Go zostawiać samego.
Leżał sobie na mięciutko wymoszczonym parapecie...a potem po prostu przestał oddychać.
Dziś widziałam śmierć od początku do końca.
Więc to jest tak? Tyle jesteśmy warci? W jednym momencie oddychamy, a w drugim po prostu nas już nie ma?
W tamtym momencie myślałam, że tego już nie przeżyję, łomot mojego serca osiągnął apogeum, a tak zaczęło boleć, że przez moment pomyślałam " Boże, mam zawał".
Leżał tak jeszcze dwie godziny. Popatrywałam na niego i myślałam sobie " Przecież to głupie żarty, Niuniuś zaraz wstanie, przeciągnie się i zażąda jedzenia ". Ale nie wstał. Zostawił mnie. Poszedł sobie.
Kiedy już mogłam jako tako patrzeć na oczy, umyłam mu buzię, łapeńki, na strupka założyłam plasterek...
Wiktor był zawsze najdumniejszy z moich kotów, nie chciałam, żeby sie wstydził....
Piękny karton wymościłam jego ukochanym spranym ręczniczkiem, wygładziłam wszystkie zagięcia, żeby było mu wygodnie, ułożyłam ciałko, jeszcze z odrobiną ciepła pod spodem, i przykryłam nowiutkim ręcznikiem, żeby nie było mu zimno.
Jest jeszcze ze mną. Aż do jutra.
Spocznie najbliżej mnie, tuż pod oknem, żeby nie był sam i żeby był przy mnie.
Nie wiem, czemu ktoś na górze tak się na mnie uparł, czemu zabiera mi to, co kocham najbardziej.
Mam sie poddać?
Może ten ktoś chce ugiąć mój sztywny kark?
Jedno jest pewne...dziś prawie mu sie udało.
Panno MirMurko, Tulinku, Zulusku, Guziczku- odnajdźcie Go za TM, przywitajcie Go, pobawcie sie z Nim czasem.
Ślepciu, zaopiekuj sie Nim, proszę.
Mój najukochańszy, śpij spokojnie...kawał mojego serca, który należał tylko do Ciebie, powędrował razem z Tobą.
Czekaj na mnie, odnajdę Cię wszędzie, choćbym miała szukać przez wieczność. Nigdy się nie rozstaniemy.
