Pozaglądałam na różne wątki i mi się smutno zrobiło, że tyle kocich bied...

Moje maleństwo leży obok mnie i przysypia. Ostatnio wykorzystuje każdą chwilę, aby się poprzytulać - muszę przerzucić z telefonu zdjęcia i pokazać, jakie to moje kociątko jest słodkie

przesłodkie
Jak ja się cieszę, że problemy zdrowotne są za nami, że nie muszę na siłę niczego aplikować Niki, że nie muszę robić zastrzyków, wozić do weta, że Nikunia jest spokojna, wyluzowana (dziś czesanie futra - mały stresik

) i mam nadzieję, że tak długo zostanie
Nawiązałam dziś kontakt z sąsiadką (raczej ona ze mną) z bloku naprzeciwko - ja na balkonie, ona w oknie. Gdy zobaczyła mnie z Niki, otworzyła okno, złapała swojego kocurka i tłumaczyła, gdzie ma się patrzeć, aby zobaczyć Niki, kt. akurat czmychnęła do domu. Więc ją zwabiłam z powrotem i zaczęła się rozmowa.
Koty (dwa krówki - ale głupio brzmi

) zauważyłam w oknie jakiś tydzień temu. Właścicielka to młoda dziewczyna. Kotka przyplątała się sama, a młodszy kocurek znaleziony i przygarnięty. Najgorsze jest to, że okna i balkon są bez zabezpieczeń, bo "koty nie próbują wyskakiwać, nawet jak piłka wypadła przez balkon" - oby nie do czasu...
Niki mogłaby mieć towarzystwo, gdyby nie białaczka. Mam zamiar popróbować wychodzić z nią na spacery na smyczy (na parterze sąsiedzi wyprowadzają cały czas roczną burasię, więc otoczenie jest już przyzwyczajone do widoku kota na smyczy

ale zastanawiam się, czy kleszcze nie są zbyt dużym ryzykiem dla Nikuni (pomimo środków na kleszcze)

z wetem muszę porozmawiać.
Panna w tunelu.
No co duża, jak się zmęczyłam, to muszę odpocząć, no nie?!
Czytałam, że koty niewychodzące trzeba stale stymulować, np. w "zdobywaniu" jedzenia, więc Niki ma podawaną suchą karmę w różnych miejscach i różnych "pojemnikach". Jednym ze wspaniałych sposobów jest piramida. Nikunia b. ją lubi

Na zdjęciach niedokończona, ale teraz ma kompletną.

