Ja w pracy, co prawda, mam Internet (bez blokad) ale na miau wtedy nie wchodzę. Druga sprawa, że głównie pracuję w domu.
"Opowieści z krypty", czyli jak Gluś odkrył uroki umywalki, a Kulka została menedżerem wydruku.
Kuleczka od zawsze była Wierną Towarzyszką TŻ-a w momentach, kiedy siedział w swojej jamie i grzebał w papierach. Jeszcze jako mały gzub, gramoliła się na biurko, a potem na drukarkę i stamtąd śledziła jego ruchy. Nie, nie "pomagała" w pisaniu, nie bawiła się anie długopisami, ani kredkami, nie uwalała się demonstracyjnie na papierach (od tego specjalistą został Gluś), bo Kulka jest "techniczna". Jej pasją są drukarki. W pokoju stoją dwie - jedna "klasyczna", gdzie można zobaczyć jak podczas drukowania kartka "wchodzi" i "wychodzi" z drugiej strony, i tzw. kombajn, gdzie co prawda kartek "wchodzących" nie widać, ale za to podczas drukowania, czy kserowania pojawiają się one magicznym sposobem. Od zawsze oba te sprzęty służyły Kulce jako miejsca obserwacyjne. Kiedy były wyłączone, sypiała na nich (i sypia do dziś), kiedy tylko słyszy dźwięk aktywacji - biegnie na złamanie karku, żeby tylko zobaczyć jak wyłaniają się kolejne drukowane kartki. "Sprawdza", czy równo wychodzą, czy prawidłowo wchodzą, pakuje główkę jak najniżej, próbują dojrzeć co też takiego tam w środku może się dziać. Nie opuszcza swego "stanowiska pracy" nawet , gdy przychodzą obcy. Siedzi murem jak zaklęta i patrzy wprost na obcego. Dla postronnych wygląda jak figurka, o czym mieliśmy się szansę przekonać podczas wizyty pewnego pana. Pewnego wieczoru ktoś przyszedł do TŻ-a po jakieś papiery. Panowie usiedli w "jamie TŻ-a" i rozmawiali dobre 15 minut. Od pewnego momentu wzrok gościa coraz częściej spoczywał na Kulce, która akurat siedziała w swojej zwykłej pozie obserwacyjnej (patrz zdjęcie - tu akurat na kolumnie, bo Kuleczka jest też zapaloną audiofilką

)

i patrzyła (jak zwykle) prosto na gościa.
Rozmowa się skończyła i wtedy nasz gość nie wytrzymał i zapytał "A to sztuczny kot? Wypchany?" TŻ nie od razu pojął o co chodzi. Już miał zapytać o jakiego sztucznego kota chodzi, kiedy zauważył Kuleczkę. "Nie, prawdziwy, żywy. Ona tylko pana ogląda i słucha o czym mówimy", odpowiedział, po czym wziął Kuleczkę na ręce. Mina gościa - bezcenna. Cały czas był przekonany, że TŻ ma po prostu dość specyficzny (żeby nie powiedzieć makabryczny) gust i trzyma jako ozdóbkę drukarki, figurkę wypchanego kota.
Wracając do tematu, Któregoś dnia przygotowywałam się do wyjścia i (jak to zwykle w takich momentach) szukałam kotów, żeby je policzyć (ewentualnie powyciągać z szaf). Ubrałam się , rozglądam po mieszkaniu - Kulka jest na drukarce ("kombajnie"- po prawej widac Słynny Zielony Guziczek)

Glusia nie ma. Szukam wszędzie - no nie ma. Zdenerwowałam się, bo czas uciekał, a ja byłam cały czas o jednego kota "do tyłu". Trudno. poszukam za chwilę, a na razie pójdę umyć łapska. Zapalam światło, otwieram drzwi do łazienki i... znalazłam huncwota. Cały szczęśliwy wylegiwał się w umywalce.

Wygoniłam stwora z "leżanki" i zabrałam się za "przekształcanie się w człowieka współczesnego".
Suszę włosy i nagle słyszę podejrzany szum dochodzący z mieszkania. "Co jest, myślę, duchy, czy co. Wszystko już powyłączane, to skąd ten szum?" Stanęłam. Nasłuchuję. Cisza. Za chwilę znowu. "No nie, nie przesłyszałam się. Coś szumi. W dodatku zupełnie jak... drukarka!

, ale przecież to NIEMOŻLIWE (no chyba, że rzeczywiście mamy w domu ducha "na stanie"). Nie powiem, trochę zrobiło mi się nieswojo. Wyłączyłam suszarkę, opanowałam drżenie nóg i powoli (powolutku) wychynęłam z łazienki, i "zapuściłam żurawia" (ale tylko jednym okiem) do pokoju "komputerowego". I co zobaczyłam? Kuleczka siedzi sobie w pozycji "na świstaka" przed "kombajnem", pac! w zielony guzik i ... główka na dół. A tam kartka wychodzi. Kuleczka zadowolona, patrzy na wypluwaną przez komputer kartkę. O! Wyleciała. do końca. I spadła na podłogę.

No to jeszcze raz :pac łapką w zielony guziczek i ... YES! wychodzi kartka. Aleee fajnie.
Stałam jak zaczarowana, bo w głowie mi się nie mogło pomieścić to, co zobaczyłam. Tak, ten mały pokemon nauczył się ... kserować.

Tak długo obserwowała gdzie to trzeba pacnąć, żeby wylatywała kartka, aż postanowiła sama spróbować. I spróbowała. Z powodzeniem.
Od tego czasu nie zostawiamy już "kombajnu" na czuwaniu, zaś Kuleczce przyznaliśmy zaszczytny tytuł Oficjalnego Menedżera Wydruku.
