To teraz szerzej.
Koty przyjechały nieco zmęczone długą podróżą, ale w niezłej formie. Głodne i spragnione. Charlika trzeba było "wyprać", bo się trochę ufajdał. Reszty umycia dokończył Bambosz swoim językiem

. Bambosz po prostu zakochał się w Charlim. Charli ma już w tej chwili dość i warczy na Bambosza.
Gabrysia była "wyprana" po drodze i u mnie już nie było trzeba powtarzać.
Gabrynia chodzi ślicznie jak na to co o niej wiedziałam. Łapki ma prawie sprawne, tylko bardzo, bardzio słabe. Jestem przekonana, że rehabilitacja jeszcze dużo poprawi jej stan.
Charli nie tylko chodzi, ale też wskakuje na wysokość łóżka, właśnie leży sobie na mojej polówce.
Charli zaadaptował się momentalnie. Trafił do kuwety, znalazł miskę z wodą, stwierdził, gdzie najwygodniej się drzemie, i... dom jest jego
Gabunia jest bardziej nieśmiała. Ma klatkę jako azyl. Trochę ją wypuszczam, ale po chwili sama tam wraca. Nie czuje się jeszcze pewnie. Ale miziana pod bródką rozkosznie cichuteńko pomrukuje.
Oczy Gabuni są niezwykle wymowne, oczy kocie zawsze coś "mówią", ale u Gabryni jest to wręcz niesamowite - wymowność tych oczu.
Z kolei Charlie ma przecudny kolor oczu - złocisty bursztyn. I wpatruje się tymi bursztynami w człowieka.
Moje koty zasiedziali rezydenci przyjmują już nowych ze stoickim spokojem. Ewentualnie jakieś tam fuknięcie i tyle. Troszeńkę wsrętów robiła Szarotka, ale raz dwa jej przeszło. Po prostu się przyzwyczaiły, że duża wciąż jakiegoś nowego przyprowadza
Bambosz leży koło łóżka, na którym drzemieCharli i nie pozwala żadnemu kotu się zbliżyć. Ale zdaje się zaczyna znowu lizanie bo Charlie się złości. Na szczęście wiem z doświadczenia, że dzień, dwa, może trzy i mu minie. Swego czasu tak wylizywał Szarotkę. Tylko Szarotka to lubiła.
A tu trzy pierwsze fotki. Charli mało widoczny na ciemnym podłożu, ale nie chciałam go zdejmować.
