Narazie rujki jednak nadal nie ma, chociaż początki bardzo wyglądały. Nie wiem. Może pierwsza może być tak stopniowo.
Ale za to w nocy kiedy już się położyłam to obie panienki czyli Mała Mi i Filomatka zaczęły szaleństwo po kołdrze i łapanie mojej nogi

. A rano Filunia jakby nigdy nic zameldowała się na jedzonko. Czyli to ja panikara
Gwoli wyjaśnienia - parę lat temu co wzięłam malucha to ciężko chorował lub umierał. Został mi strach że znowu to samo.
W tej chwili stadko nieco podekscytowane bo nocujemy w kuchni dwa schroniskowe pieski jadące nad ranem do nowych domków aż do Katowic i Krakowa. W nocy dziewczyny przyjdą i je zabiorą. Z tym, że widać, że jednak stadko zaprawione w bojach, bo wprawdze ekscytacja była, ale nie przesadna. Zdecydowanie jedzonko tudzież wogóle zajęcia programowe ważniejsze niż jakieś tam przybłędy w kuchni. Tylko Filunia schowała się na czas jakiś w miejscu nieznanym mi, ale już biega. Kajtka poszczekała bo w końcu tak wypada, ale potem zajęła się miską i już nie zwraca uwagi, Bambosz wogóle ledwo raczył zauważyć że coś się dzieje, a koty zajęły pozycje strategiczne i przez wybitą szybkę w zamkniętych drzwiach do przedpokoju obserwowały co się dzieje, podejrewam że myśląc o mnie nieco niepochlebnie, że znowu jakichś "nowych" przywlekłam.
Wydaje mi się, że zwierzaki powoli mogą się przyzwyczaić, że od czasu do czasu pojawiają się "nowi". Pamiętam początki - trudne pierwsze dokocenia i dopsienie. A teraz - cóż, nafukają co nieco, nawybrzydzają dla przyzwoitości, i tyle, za dzień czy dwa przestają zwracać uwagę. 4777777777777777777714444444444444444444444 (właśnie Babunia dopisuje, że zgadza się z tym co piszę

). Chyba pogodziły się z tym, że mają stukniętą (wg. nich

) panią

444444433xxxxxxxxxxxxcccccccccccccccccccc