Zaczynam dochodzić do wniosku, że mam talent w przerabianiu znajomych i rodziny na kociarzy. Zaczęłam od męża, który dzisiaj toleruje wszystkie trzy koty (a na Mrówę to go pół roku namawiałam!), bardzo o nie dba i martwi się jeśli zachorują.
Moja mama była psiarą. Pewnie trochę dlatego, że Kicek jakoś nam w życiu nie towrzyszył. Jak udało mi się ją namówić na przygarnięcie jakiegoś biedaka wzięła Milusię, która od początku była kotem domowym i towrzyszącym. To była dla całej rodziny nowość, bo nagle ich kot chodził za nimi, cały czas przebywał w ich otoczeniu. Trochę wcześniej mieszkała z nami wszystkimi Milka, ale to zawsze był mój kot. (z resztą z Milką to osobna historia.... Napiszę o tym niżej.)
Decyzja rodziców o wzięciu Dyzia, po tym jak miesiąc wcześniej stwierdzili, że zwariowałam, bo biorę trzeciego ogona, zszokowała mnie i ucieszyła. W końcu czym więcej kotów w mieszkaniów, tym cieplejsze i milsze.
Moja koleżanka, która cały czas mówiła, że jak wprowadzi się do swojego mieszkania, to weźmie psa, ostatnio przyznała, że "Jak Ola o tych kotach mówi, to chyba sama bym dwa wzięła". Koleżanka jeszcze nie mieszka w nowym mieszkaniu, ale ciekawa jestem na co w końcu się zdecyduje.
Szefowa, a w zasadzie już ex-szefowa-psiara, nagle zaczęła kupować żwirki dla swojej znajomej - kociary i strasznie interesuje się losem Dżina spod Jasnej Góry, bo to ona mi powiedziała, że łazi taki kot po działkach.
Długo bym musiała wymieniać.... Pochwalić się sobą musiałam, nie?!
Co do Milki to było tak: byłam na studiach w Krakowie, mieszkałam sama i było mi trochę smutno. Koleżanka, też mieszkająca w Krakowie, namówiła mnie na wzięcie kota. Trafiłam na Milkę. Tylko nie powiedziałam o tym rodzicom bo jakoś dzień przed tym przygarnięciem pokłóciłam się z mamą i nie rozmawiałyśmy z sobą. Jak już zaczęłyśmy rozmawiać, to Mila zachorowała na panleukopemię, więc postanowiłam w ogóle o niej nie wspominać. No i Mila wyzdrowiała na szczęście, więc musiałam w końcu się przyznać.... Przecież miałam wrócić do domu na święta Bożego Narodzenia! Łącznikiem między mną a mamą, była młodsza siostra, która od początku wiedziała, że mam kotka. Wybraliśmy moment, kiedy mama była wypoczęta i w dobrym humorze. Zeskanowałam foty malutkiej Milki, wysłałam mamie na maila i czekałam na telefon informujący że mam się w domu nie pokazywać

Oczywiście mama się w Milce strasznie zakochała, pokazała ją tacie i jak wróciłam z nią na święta to mnie w ogóle na dworcu nie przywitali, tylko złapali kota i pobiegli do domu

Później, jak już wspominałam, wróciłam na rok do domu i Milka mieszkała z nami wszystkimi
