No i porobiło się.Michaś po kastracji, chodził jak pijany, a teraz śpi.Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, bo z Monią jest kiepsko

Zauważyłam, że z rany już przecież zagojonej sączy się płyn.Natychmiast do lecznicy, w której zostawiłam już Mruczusia.Sterylka była w innej lecznicy, ale pobiegłam już do swojego weta.Okazało się, że jest początek zapalenia otrzewnej, Monia była otwierana, szew ma duży, boli ją to bardzo i jest bardzo biedna

Przez dziesięć dni obowiązkowo fartuszek, antybiotyk i potem do kontroli, zdjęcie szwów, chociaż są rozpuszczalne.Malutka mnie unika, chowa się, a ja nie mam jeszcze odwagi obejrzeć rany.Na razie tylko wyjęłam wenflon, denerwował ją.Rano nie chciała jeść, ale po tabletce przeciwbólowej coś tam skubnęła.Potem też ze smakiem zjadła moonlighta, dam jaj wszystko, nawet whiskasa, aby tylko jadła.Dostała też parafinę, nie widziałam, aby była w kuwecie, ale tego akurat mogę nie zauważyć, czasem przecież wychodzę z domu.Ot, i mam szpital.Niech to się skończy, bo ja zwariuję.To takie słodkie stworzonko, grzeczne, miziaste.Dlaczego tak się stało?