Miała być dykteryjka o tym jak to dwa i pół matoła kota łapało

Posłuchajcie, oto bajka
Była sobie Pchła Szachrajka.....
... konkretnie to Larwa z bagien, dla której została zakupiona super wypasiona klatka. Klatka dojechała, została złożona, miejsce znalezione, wszystko dopracowane z iście szwajcarską precyzją.... no, przydałoby się kota złapać i w tę klatkę zainstalować.... taaaa... no to weź i złap, człowieku.
Początkowo przemawiał przeze mnie jakiś bliżej nieznany odruch ludzki, że niby załatwimy to po dobroci. Transporter sobie przygotowałam, włożyłam doń michę z żarciem, odsunęłam nieco łóżko, za którym znajdowało się stanowisko dowodzenia... i czekam... ... i czekam... ... i czekam... ... nie, to chyba jednak nie zadziała. Mietka głupia nie jest, już o tym wspominałam. Dobra, zachęcimy kota poprzez delikatne napieranie od strony przeciwnej, no wycofa się gadzina w stronę transportera.... taaaa, jassssne! Gadzina, a i owszem, wycofała się, ale bynajmniej nie w stronę transportera. Po raz kolejny stwierdzam, że jeśli ktokolwiek kiedykolwiek powziął przypuszczenie, że ten kot jest ruchowo nieco niepełnosprawny, to się bardzo mylił, ale to naprawdę bardzo. Otóż
gnidzielec jest dużo sprawniejszy niż reszta tatałajstwa zamieszkująca rzeczony lokal.
Pół matoła (to najmłodsze) zbudowało barykadę u zwieńczenia schodów, żeby Mietka ograniczyła chociaż pole manewru do połowy lokalu.... barykadę można sobie wsadzić w ..... to tyle na temat ograniczenia swobód obywatelskich Mieczysławy.
Natomiast mój osobisty brat rodzony, któryż to normalny również zbyt nie jest, na co dowody spieszę dostarczyć, sapnął, nastroszył się i orzekł "noooo, teraz to mi kur... na ambicję wjechałaś, panienko!" Po czym złapał transporter i z siłą wodospadu przemieścił się w okolice łazienki, gdzie ostatnio zbieg był widziany. Mi wystarczył tylko rzut oka w oczy mojego ogarniętego żądzą mordu brata, zeby z całą odpowiedzialnością zacząć się martwić. Nie byłam jeno pewna o kogo powinnam martwić się bardziej, o brata, Mietkę czy lokal.... udałam się lotem błyskawicy po mietkowy ręcznik i rzuciłam w kierunku brata, choć nie wiem czy był to dobry pomysł, bo zostało to chyba odebrane bardziej jak rzucenie rękawicy niż pomocnej dłoni.... brat dopadł Mietkę, za pierwszym razem gołymi
ręcami, a mnie zaczęło świtać, ze do bródnowskiego szpitala chyba będzie jednak najbliżej.... Miecia z klasą oraz gracją upier....liła mego brata w palec i czmychnęła na z góry upatrzone pozycje.
Gdyby kto myślał, że brat odpuści, uprasza się o przeczytanie powyższego akapitu raz jeszcze.... brat normalny również zbyt nie jest... podejście numer dwa z ręcznikiem.... zarzucił ów ręcznik na Mietkę, dopadł jak wytrawny wojownik MMA i Miecia przestała mieć jakiekolwiek szanse choćby ze względu na różnicę masy... bo na otrzymywane rany nie było patrzone chwilowo. Ja latałam dokoła tego cyrku, darłam mordę "uważaj na kota, uważaj na kota", nadstawiałam transporter.... no, szajba jakaś ogólnorodzinna, pół matoła latało i darło mordę "jak mam pomóc, jak mam pomóc".... na Sobieskiego mamy miejsca gratis do końca roku, słowo.
Tak czy inaczej, Miecia została zapakowana w transporter, tenże został wstawiony do klatki, drzwiczki uchylone i mission accomplished Amen!
Jutro foty z miejsca odosobnienia
No i nie wiem gdzie przebywała w tym czasie reszta futer, Furkot to jak cię mogę pewnie, przyzwyczajony, że mieszka w domu wariatów, ale Dr Watson niechybnie się załamał
"chryste, gdzie ja trafiłem?!
"