Zabiję. Zamorduję. Wydepiluję ręcznie, bez znieczulenia
Z soboty na niedzielę Lorenzo był poza klatką. Co się budziłam, to widziałam mały czarny tyłek, wystający z rury drapaka. Georg spał na najwyższym piętrze wieży. Miriam na parapecie. Teoretycznie. TŻ wstał pierwszy i się zaczęło

zaszczane moje notatki ze schronu, pozostawione na biurku. Wiem, już to opisywałam, wtedy sikała Lea. Teraz nie mam 100% pewności, stawiam na Miriam. Czemu one szczają na mój schroniskowy zeszyt?

ale zeszyt to pikuś. Ta cholera jakaś jedna nasikała mi na monitor. Płaski. Z przodu. Boję się go włączyć...
TŻ wymeldował Miriam

powiedział, że ma dość bycia obsikiwanym i spania w posikanej pościeli, a także niespodzianek w butach, na monitorach i w kontaktach elektrycznych

Mówiłam, tłumaczyłam, może się przeziębiła, postaram się złapać jej siuśki. Ale póki co TŻ nie chce widzieć Miriam w domu
Georg przynosi nornice, obrodziły w tym roku, bo co chwila leci z tych chynchów pokrzywnianych wewnątrz podwórka i układa łup na schodach.
A Lorenzo... się oswoił

jeszcze w sobotę uciekał troszkę, a już wczoraj zaczął sam przychodzić na kolana, obgryza palce i mruczy jak młockarnia

dziś w nocy zameldował się w łóżku i tak spaliśmy we czwórkę z chłopakami na poduszkach

TŻ mówi, że on niesamowicie rośnie, że jeszcze trzy dni temu był taki kompaktowo-okrągły, a dziś już łapki się wydłużają i się jamnik robi. Trzeba zacząć szukać domu...