Witajcie Kochane...
Co u Was?
Napiszcie proszę choćby kilka słów...
Niestety my mieliśmy znów problemy...
Dopiero, co wyleczyłam Tosia, to zaczęły się problemy z Zulką...
Na początku nie wiadomo dlaczego przestała robić kupkę, więc po kilku dniach musieliśmy zrobić lewatywę.
Niestety lewatywa była tak ogromnym stresem, że pojawił się malutki stan zapalny, który spowodował, że Zulcia nie chciała siusiać...
Prawie dzień za dniem jeździliśmy do weterynarza, na szczęście Zulcia jest już zdrowa i czuje się dobrze
Na moje nieszczęście jak się domyślacie mam dług u weterynarza...
Nie wiem, jak sobie z tym poradzę...
Jednak najważniejsze, że Zulcia jest zdrowa...
Niestety dopiero, co wyleczyłam Zulcię, to u Antka znów pojawiła się opuchlizna w tym samym miejscu...
Na szczęście bardzo malutka, dlatego na razie nie jechałam z nim do lekarza i leczę go sama.
Natomiast jeśli opuchlizna znacznie się powiększy, to będzie konieczny zabieg oczyszczenia, o którym wcześniej Wam pisałam.
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie będzie to konieczne...
Choć zbyt często ten problem pojawia się u Tosia...
Takie ot moje życie...
Co chwilę coś...
Nie ma chwili spokoju...
Moja sytuacja jest wybitnie trudna, a niestety i koty mnie nie oszczędzają...
Może ktoś rzucił na mnie jakiś czar, że na każdym froncie mam problemy...
Dzisiaj pierwszy dzień po prawie 2 tygodniach Zulcia wyszła na dwór by delektować się pogodą
Porównując do poprzedniego roku, kiedy jeszcze była bardziej przyzwyczajona do poprzedniego domu, jest ogromna różnica...
W poprzednim domu była wypuszczana o świcie i sama bez nadzoru była cały dzień na dworze.
Co naturalnie u mnie nie ma miejsca.
Zulcia jest wypuszczana na kilka godzin pod nadzorem i tylko wtedy, kiedy jestem w domu.
Po kilku miesiącach spędzonych w naszym domu i przyzwyczajenia do niego i do nas, Zulcia wychodzi dosłownie tylko na działkę, ewentualnie przed bramkę troszkę popatrzeć.
Generalnie bardzo blisko trzyma się domu, do którego co kilkanaście minut przychodzi, żeby się zameldować.
Bardzo, ale to bardzo mnie to cieszy i trochę uspakaja moją psychikę, bo w zeszłym roku potrafiła znikać na kilka godzin do późnej nocy, albo wręcz rannych godzin...
Będąc dzisiaj na dworze, na którym i ja spędzałam czas pracując, tak bardzo przypominała mi Zuluska...
W większości przebywała w moim towarzystwie i kładła w miejscach, w których kładł się mój ukochany Zulusek...
Łzy cisnęły mi się do oczu...
Same zaraz zobaczycie, zrobiłam jej kilka zdjęć
Tymczasem duże uściski i czekam na wieści od Was...
