Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro mar 20, 2013 19:31 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

pozdrawiam cieplutko, Aniu :1luvu: :1luvu: :1luvu:
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21754
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro mar 20, 2013 22:30 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Też jestem i pamiętam :(

Ale też bardzo brakuje mi Ciebie, Aniu :1luvu:
Wiatrusia [*] 27.09.2012 r. Kacperek [*] 02.12.2016 r.
Filemonek [*] 31.03.2017 r.

EVA2406

Avatar użytkownika
 
Posty: 7549
Od: Pt lip 27, 2007 13:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt mar 29, 2013 3:23 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Witajcie moje Kochane... :1luvu: :1luvu: :1luvu:

Zbieram się i zbieram już od kilku dni, żeby napisać, co w naszym kocim życiu...i w końcu dzisiaj mi się udało :)

Zaczynam od mojej najbliższej kociej ferajny, czyli towarzyszy mojego domostwa i moich łóżek :wink:

Czyli...
Micuś, Zulka i...i nasz nowy towarzysz zaokienny Mr. Big :)
Micuś jak zwykle całą swoją miłość przelewa na mojego Brata, który jest dla niego całym światem... :wink:
Poza tym wiedzie swoje życie jak dotąd, czyli życie wędrowca, a kiedy ma ochotę na domowe pielesze, jak na przykład teraz, to przychodzi i spędza w domu cały dzień albo całą noc.
Bywa też jednak, że długo go nie ma, ale na szczęście wraca cały i zdrowy.
Zauważyłam jedynie, że jest jakby bardziej zamyślony, nostalgiczny...
Mam wrażenie, że po prostu troszkę się starzeje.
Przez ostatni czas na szczęście nie atakował Zulki mimo, że ona wręcz pcha się na niego...
Nieustannie szuka z nim kontaktu, a on traktuje ją jak powietrze.
Dopiero w ostatnich dniach miał 3 momenty (nie dalej jak wczoraj), kiedy chciał ją zaatakować, ale moja szybka reakcja głosowa go uspokoiła.
Nie wiem, skąd taka reakcja...
Tyle miesięcy dobrze i nagle coś mu się poprzestawia w główce i chce jej zrobić krzywdę...
Nie wiem, jak to będzie, kiedy Zulka zacznie wychodzić na dwór, ale obawiam się, że niestety mogę mieć problemy...
Co ciekawe zdarzyła się nawet taka sytuacja, że Zulka pacnęła go dość mocno po pyszczku łapką z zazdrości (w dalszej części o Zulce napiszę o tym), a on wtedy w ogóle nie zareagował. A wczoraj nagle, bez powodu chciał zrobić jej krzywdę.
Nie wiem, jak to wszystko rozumieć...

Zulcia...
To moja Perełka kochana i zakochana bezgranicznie we mnie... :1luvu:
To naprawdę wyjątkowy kot...
Jest wielce ufna i przymilna wobec wszystkich, tak więc każdemu kto ma okazję ją poznać natychmiast skrada serce...
Mimo tego widać, że to ja jestem dla niej najważniejszą osobą...
To niesamowite jak wiele zaobserwowałam zmian w jej zachowaniu, od kiedy jest z nami.
Jak bardzo się zmieniła i jak bardzo otworzyła na nas.
Widać, że czuje się bezpiecznie i szczęśliwie...
Nie wiem czy o tym pisałam, ale na samym początku kiedy jej los był niepewny (przecież miałam się nią tylko chwilowo opiekować...), bardzo często pojawiał się u niej ślinotok. Nie potrafiłam tego w żaden sposób wytłumaczyć, aż do wczorajszego dnia...
Zdałam sobie sprawę, że od dawna Zulcia nie miała takich objawów, a wczoraj, kiedy zobaczyła za oknem Mr. Biga, a później Micuś, który chciał ją zaatakować od razu dostała ślinotoku. W związku z tym oczywiste jest, że jest to po prostu stres...
Na szczęście takich sytuacji stresowych ma teraz w swoim życiu niewiele...
Cała zeszłoroczna sytuacja związana z jej domem musiała być dla niej bardzo stresująca...
Co do zazdrości wobec Micusia, to moja panienka ma po prostu od jakiegoś czasu wybitny apetyt, a w związku z tym spory brzuszek... W konsekwencji zaczęłam ograniczać jej jedzenie, a ona najzwyczajniej w świecie poczuła się dyskryminowana, ponieważ Micuś dostaje jedzenie na każde "miau", a ona nie, co skończyło się niefortunnym atakiem na Micka :wink:
Z ciekawostek - zaczęłyśmy się z Zulcią bawić w drobne nauki i już są pierwsze sukcesy :)
A teraz kilka słów o naszym nowym towarzyszu...
Nazwałam go Mr. Big, ponieważ jest przeogromny, a przy tym przepiękny i za każdym razem, kiedy go widzę, popadam w zachwyt... :1luvu:
Pisałam Wam, że kiedy przychodził na taras do miseczki i zauważył mnie w oknie, to od razu uciekał...
A więc, wyobraźcie sobie, że po kilku dniach okazało się, że popadliśmy we wzajemny zachwyt... :1luvu:
Początkowo na dźwięk otwieranych drzwi uciekał, ale na moje "kici kici" powoli zaczął do mnie podchodzić, a teraz kiedy się pojawi, to czeka na tarasie (mimo, że jest jedzenie), żebym do niego wyszła i się przywitała.
A wtedy są jęki, stęki, mruczenia i ogrom czułości, a dodatkowo warczenia na otaczający świat, żeby przypadkiem nikt się nie zbliżał do nas i nie przeszkadzał... :1luvu:
I tak się pokochaliśmy...
Na samym początku pojawił się mały problem, kiedy to spotkały się z Micusiem na tarasie i doszło do awantury, ale mimo, że Micuś jest wybitnie bojowy i waleczny, to podobnie jak wobec Zuluska kiedyś, trochę stonował...
I nie da się ukryć, że chodziło i chodzi tu o gabaryty, ponieważ Zulek był dwukrotnie większy od Micusia, a Mr. Big jest podobnie imponujących rozmiarów.

Na przestrzeni czasu próbowałam przeanalizować sytuację Mr. Biga i wg mnie są 2 wersje, które pewnie z czasem zweryfikuję...
Po pierwsze Mr. Big może mieć dom, ponieważ nie przychodzi codziennie i jest...wykastrowanym kocurem.
Oczywiście może być inaczej...
Czyli został wyrzucony, ale trudno mi teraz to ocenić.
Będę sytuację obserwować...
No, to tyle, co w moim domku i w moich łóżkach, bo oczywiście Zulcia śpi ze mną, a Micuś z Bartkiem...
Jeszcze tylko nie wiem, gdzie sypia i bywa Mr. Big... :wink:

P.S.
Właśnie był Mr. Big i po wielkich przytulańcach połączonych z warczeniem, jęczeniem i syczeniem, drapnął mnie po twarzy i poczuł się z tym wybitnie nieswojo...
Olbrzym, wybitnie charakterny...
Taki był Zulusek...
Czy to możliwe, że wrócił...?
Na swój sposób, Zulka widzę we wszystkich kotach, które pojawiły się w moim życiu po Nim...

A teraz kilka słów o Mice, którą przygarnęli moi Rodzice i Antka, który w pewnym sensie też jest przygarnięty...
Mika mimo, że jest bardzo charakterna i jest wybitną indywidualistką, jest zakochana w moich Rodzicach...
Przestała w ogóle domagać się wychodzenia na dwór, każdą chwilę chce spędzać na kolanach i broń komukolwiek, żeby wstać, bo wtedy robi się wręcz agresywna, a problemy z kuwetą, o których wcześniej Wam pisałam zniknęły całkowicie :)
To znaczy...
Waćpanna nie załatwia się do kuwety, która według niej jest nieczysta... :mrgreen:
Piasek może mieć kilka dni i być niemal świeży, ale jeśli Gwiazdeczka uzna, że jest nieczysty, to kupka ląduje obok kuwety, a wcześniej bywało, że na nieszczęście na dywanie...
Na szczęście teraz temat jest dość łatwy do opanowania, ponieważ Mika tym samym sygnalizuje, kiedy należy zrobić dokładny porządek z kuwetą :wink:

A teraz Antoni...
Antoni to jeden z najcudowniejszych kotów, jakie było mi dane poznać i również powód moich nerwów i stresów, a przy tym bezsennych nocy ostatnio...
Sytuacja Antoniego jest też wielką prośbą do Was o pomoc...
Jak wiecie Antek w sylwestra i po nim dość mocno chorował (pisałam o tym) i niby udało się go wyleczyć.
Niestety minęło 1,5 miesiąca i sytuacja powróciła, choć już nie tak mocno jak wtedy...
Po kolejnym leczeniu przez tego samego lekarza przez jakiś czas było dobrze i temat znów powrócił...
A powrócił jak...
Antek pojawił się znów z bardzo zapaskudzonym uchem i lekką opuchlizną.
W związku z tym, że lekarz znał temat, a ja niestety nie mogłam pozwolić sobie na zabranie Antka na wizytę lekarską z braku funduszy, konsultowałam się z lekarzem telefonicznie, co robić...
Swoją drogą myślę też, że wizyta u niego wiele by nie zmieniła...
W każdym bądź razie Antek dostał po raz kolejny antybiotyk, ale tym razem w kratkę, bo znikał na 2-3 dni.
Po tym ostatecznie udało mu się podać lek przez 4 dni pod rząd, a po nim serię 3 silniejszych antybiotyków w zastrzykach w odstępach 2 dniowych.
Wydawało się, że wszystko zmierza ku lepszemu, ponieważ ucho zrobiło się czystsze, a opuchlizna z policzka zniknęła, ale niestety Antek zniknął na 6 dni...
Po tym czasie pojawił się w kiepskim stanie, ze spuchniętym policzkiem i uchem w strasznym stanie...
Uznałam, że muszę go natychmiast zabrać do lekarza, który mu pomoże, a nie lekarza, który leczy go od prawie 4 miesięcy, prawie bez skutku...
Sama zaczęłam się martwić i zastanawiać, czy to może nie jest jakaś bardzo poważna sprawa...

Antek został chwilowo zamknięty w pomieszczeniu gospodarczym, żeby nie uciekł przed zabraniem do lekarza...
Kiedy przyjechałam i chciałam go włożyć do transporterka okazało się, że ropień na policzku pękł, a on sam był praktycznie cały w ropie, która wyleciała...
Z jednej strony to dobrze, ale to wszystko było i tak mocno niepokojące...
Pojechaliśmy do weterynarza.
Ucho zostało przeczyszczone, rana uwolniona w większości od ropy (ropa z rany sączyła się niemal cały czas przez 2 godziny...)
Po badaniu lekarz uznał, że może to być bardzo mocno zaawansowany świąd (tak naprawdę nie widział jeszcze tak "brzydkiego" ucha...).
Czy diagnoza jest prawidłowa, tego nie wie nikt...
Antoni dostał kolejny antybiotyk doustny, antybiotyk do ucha i maść na ranę.
Jedno jest pewne, że jego stan w każdym aspekcie poprawia się znacząco z dnia na dzień...

Albo leczymy kota, albo nie... Tak usłyszałam od lekarza...
Czyli w tej sytuacji musimy zamknąć Antoniego na minimum tydzień, żeby dostawał leki regularnie.
Leczenie na zasadzie podawania leku przez 2 dni, a później Antek zniknie na 3 dni, nie ma sensu.
Po dość trudnej rozmowie z Mamą, na którą spadł w tym momencie cały obowiązek leczenia, zabraliśmy Antka do pomieszczenia gospodarczego, w którym wcześniej był.
Najgorsze w tym wszystkim było i jest to, że zamknęliśmy go w "więzieniu" na kilka dni...
Teraz jest ciężko, nie wiem, co będzie później...
Po Świętach mamy przyjechać na kontrolę.
Nie wiem, jak dotrwamy do tego czasu...
Antek jest naprawdę biedny...
I...
Antek jest też jednym z najcudowniejszych kotów na świecie...
To kot pozbawiony jakiejkolwiek agresji i wyjątkowo wyjątkowy wiedząc, że całe życie spędził na wiejskiej ulicy...
Podczas podróży samochodem, Antek ugniatał sobie posłanie i wcierał się w transporter, kiedy do niego mówiłam...
Podczas badania mimo, że trzepał nóżką i cała sytuacja była wyjątkowo stresująca i niekomfortowa, mruczał i wtulał się w moje ręce...
Po przyjeździe zaskoczył i rozczulił nas jeszcze bardziej... W pomieszczeniu gospodarczym, w którym niestety musimy go przytrzymać minimum tydzień, dostał jedzonko, po którym poszedł do kuwety, a następnie do domku, który wcześniej miał na dworze...
To kot ideał, który wygląda jak milion nieszczęść...
I te milion nieszczęść jest jeszcze bardziej cudowne i kochane...
Gdyby Micuś nie był tak agresywny w stosunku do innych kotów, to wzięłabym Antka do siebie.
Jestem w nim zakochana i uwierzcie mi, każda z Was by była...
Mam ogromną nadzieję, że po tygodniu solidnego leczenia, będzie lepiej i Antoni przede wszystkim będzie zdrowszy i nie będzie musiał spędzić kolejnych dni w zamknięciu...

Niestety mam teraz poważny problem...
Problem finansowy...
Nie chcę pisać na Forum, jak bardzo mi ciężko...
Tyle ile mogłam do tej pory, zrobiłam...
Nie mam możliwości więcej...
Co więcej mam teraz dług u weterynarza...
Dokładnie: 95 zł i muszę kupić maść na ranę za 42 zł.
Ponadto, jeśli we wtorek nie przyjadę uregulować zaległości, to nie mam co liczyć na zbadanie Antosia...

Przepraszam... jest mi niezmiernie trudno i ciężko prosić, błagać Was o pomoc...
Nie mam możliwości, nie mam pieniędzy by pomóc Antkowi...
Jeśli we wtorek nie zapłacę zaległości, to lekarz nas nie przyjmie...
Błagam o pomoc...

Oczywiście, jeśli ktokolwiek będzie mógł nam pomóc, to naturalnie będę się ze wszystkiego rozliczać.
Tu na wątku, przedstawię wszystkie rachunki.

Sama nie dam rady uratować Antka...
A Antek potrzebuje pomocy...

Ściskam Was mocno...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Pt mar 29, 2013 11:33 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Aniu :1luvu: , dobrze, że się wreszcie odezwałaś.

Szkoda mi Antosia, że tak biedak się męczy, a podawanie antybiotyku ( kolejnego) co któryś dzień to rzeczywiście nie jest dobry pomysł. Tak więc wet ma rację.
Aniu, jestem też w dołku finansowym, bo ostatnio miałam nieprzewidziane wydatki, a ogrzewanie domu i brak pracy TZ dopełnia obrazu.
Jednak wyskrobię 50 zł, a po świętach mogę jakiś bazarek wystawić. Więcej w tej chwili nie dam rady.
Kurcze, trudna sytuacja, Dziewczyny kto jeszcze może tu pomóc, bo czasu naprawdę mało.
Aniu, wrzuć mi na pw nr konta.

Obrazek
Wiatrusia [*] 27.09.2012 r. Kacperek [*] 02.12.2016 r.
Filemonek [*] 31.03.2017 r.

EVA2406

Avatar użytkownika
 
Posty: 7549
Od: Pt lip 27, 2007 13:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob mar 30, 2013 17:37 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Witajcie kochane Dziewczyny... :1luvu:

Dziękuję Evuniu z całego serca za pomoc i wszystkim innym, dzięki którym będę mogła leczyć Antka.

Antek z dnia na dzień czuje się coraz lepiej i z dnia na dzień wygląda coraz lepiej, co znaczy, że lekarstwa działają :)

I tutaj chciałam przesłać Wam życzenia świąteczne, ale muszę napisać coś jeszcze...
Właśnie zadzwoniła do mnie Mama z informacją, że Antek uciekł...
Jestem zdruzgotana i nie wiem, co robić...
Nikt nie wie, jak to możliwe, żeby Antek wydostał się z tego pomieszczenia, ponieważ jedyne szczeliny są przy dachu między podbitką, a folią, choć i tak są na tyle małe, że niemożliwością jest, żeby się przez nie przecisnął...
Musiał być wyjątkowo zdesperowany...
Mama wczoraj mi mówiła, że Antek strasznie rwał się do wyjścia, miauczał, ale kiedy dostał jedzenie to się uspokoił.
Jak widać jednak nie wytrzymał...
Ostatecznie dostał leki od wtorku do piątku, czyli 4 dni.
Jeśli nawet teraz się pojawi, to nie mam gwarancji, że kiedy go zamknę, znów nie ucieknie...
Nie mam innej możliwości w związku z czym nie wiem, co robić...
Jestem załamana...
Nie mogę prosić Rodziców, żeby zabrali go do domu, bo nie mają za bardzo możliwości (i tak trochę nadwyrężam ich dobroć w tematach kocich...), a u siebie również nie mam możliwości (to kwestia możliwości lokalowych), żeby go zabrać i zamknąć...
Martwiłam się, jak on wytrzyma do wtorku i wymartwiłam sobie...
Jestem wściekła, wkurzona, ale i bezradna i załamana...
Nie wiem, co robić...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Sob mar 30, 2013 17:39 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Życzę Wam zdrowych, pogodnych i pięknych Świąt Wielkanocnych, a także szybkiego nadejścia upragnionej, cudownej wiosny...

Niech czas wielkanocny utrzyma w mocy nasze marzenia,
by wszystkie życzenia były możliwe do spełnienia...
Aby nie brakowało nam wzajemnej życzliwości,
dzięki której będziemy mogli przez życie kroczyć w ludzkiej godności...
Aby symbol boskiego odrodzenia był dla nas celem do spełnienia...

Serdeczne uściski.
A.
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Sob mar 30, 2013 19:41 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Obrazek

cholera jasna i co dalej............. :?: :?: :?:
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21754
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob mar 30, 2013 19:46 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Hakita pisze: nie wiem, co robić...

szukać kota, nic innego.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Sob mar 30, 2013 21:48 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Hakita pisze:Witajcie kochane Dziewczyny... :1luvu:

Dziękuję Evuniu z całego serca za pomoc i wszystkim innym, dzięki którym będę mogła leczyć Antka.

Antek z dnia na dzień czuje się coraz lepiej i z dnia na dzień wygląda coraz lepiej, co znaczy, że lekarstwa działają :)

I tutaj chciałam przesłać Wam życzenia świąteczne, ale muszę napisać coś jeszcze...
Właśnie zadzwoniła do mnie Mama z informacją, że Antek uciekł...
Jestem zdruzgotana i nie wiem, co robić...
Nikt nie wie, jak to możliwe, żeby Antek wydostał się z tego pomieszczenia, ponieważ jedyne szczeliny są przy dachu między podbitką, a folią, choć i tak są na tyle małe, że niemożliwością jest, żeby się przez nie przecisnął...
Musiał być wyjątkowo zdesperowany...
Mama wczoraj mi mówiła, że Antek strasznie rwał się do wyjścia, miauczał, ale kiedy dostał jedzenie to się uspokoił.
Jak widać jednak nie wytrzymał...
Ostatecznie dostał leki od wtorku do piątku, czyli 4 dni.
Jeśli nawet teraz się pojawi, to nie mam gwarancji, że kiedy go zamknę, znów nie ucieknie...
Nie mam innej możliwości w związku z czym nie wiem, co robić...
Jestem załamana...
Nie mogę prosić Rodziców, żeby zabrali go do domu, bo nie mają za bardzo możliwości (i tak trochę nadwyrężam ich dobroć w tematach kocich...), a u siebie również nie mam możliwości (to kwestia możliwości lokalowych), żeby go zabrać i zamknąć...
Martwiłam się, jak on wytrzyma do wtorku i wymartwiłam sobie...
Jestem wściekła, wkurzona, ale i bezradna i załamana...
Nie wiem, co robić...

Jest bardzo proste urządzene. Nazywa sie "klatka". Można ją postawić wszędzie.
Takie leczenie jak dotąd, moim zdaniem nie ma sensu. Zresztą i tak nie wiadomo czy po tych próbach leczenia antybiotyk zadziała. Kot mógł się uodpornić. Szkoda.
To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie. - Robert A. Heinlein
Justynka [*] 26.8.2011 Piglunia [*] 29.9.2011 Babunia [*] 24.11.2014 Rysio [*] 10.10.2016 Ogrynia-zaginęła 8.10.2011 odnaleziona 25.02.2012 zm. 26.11.2018, Tosia [*] 25.03.2019

Iwonami

 
Posty: 5480
Od: Wto sie 10, 2010 21:53
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Sob mar 30, 2013 21:56 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Nie wiem, co dalej...

Mama szukała Antka kilka razy od czasu, kiedy zniknął...
Obeszła najbliższe okolice, wołała i nic...
Nie jest w stanie szukać go po całej wsi albo i okolicznych...
Jutro jadę do Rodziców i jeśli Antka nadal nie będzie, to też będę go szukać.
Jaki będzie efekt, nie wiem...
Poza tym, jeśli nawet się pojawi, to po zamknięciu jak wcześniej pisałam znów może uciec.
Rozmawiałam z lekarzem wcześniej i powiedział, że jest antybiotyk, który można podać raz na tydzień w zastrzyku (kosztuje ok. 60 zł) i wtedy Antek nie musiałby być zamknięty, ale pozostaje leczenie rany maścią, a co ważniejsze ucha kroplami, a i jedno i drugie musi być aplikowane codziennie.

No nic, dam znać, jak coś się zmieni...
Tymczasem jeszcze raz życzę Wam Wesołych Świąt...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Sob mar 30, 2013 22:00 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Iwonami pisze:Jest bardzo proste urządzene. Nazywa sie "klatka". Można ją postawić wszędzie.
Takie leczenie jak dotąd, moim zdaniem nie ma sensu. Zresztą i tak nie wiadomo czy po tych próbach leczenia antybiotyk zadziała. Kot mógł się uodpornić. Szkoda.


Iwonko, ale ja nie bardzo sobie wyobrażam zamknąć na tydzień w małej klatce kota, który przez całe życie był wolno żyjącym kotem i nigdy przenigdy nie był zamykany... Teraz był w dość dużym pomieszczeniu (ok. 20 m2), a i tak zwiał stamtąd...
Przecież ten kot by zwariował...
Zobaczymy, co powie lekarz.
Może uda się wykombinować coś, żeby go odpowiednio wyleczyć...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Sob mar 30, 2013 22:44 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Aniu, nie wiadomo, czy by "zwariował", czy nie, ale leczenie na chybił trafił nie ma sensu.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Sob mar 30, 2013 22:51 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

MalgWroclaw pisze:Aniu, nie wiadomo, czy by "zwariował", czy nie, ale leczenie na chybił trafił nie ma sensu.

Zgadzam się z Małgosią, jeśli kot ma być leczony tak jak do tej pory, to ani się nie wyleczy a tylko uodporni na leki. To jest robienie mu krzywdy, a nie działanie na jego dobro. Nie wspominając o niepotrzebnie wydanych pieniądzach i stracie czasu.
A co do klatek, to klatki są mniejsze i większe. Tysiące kotów są tak właśnie leczone.
Zresztą co jest lepsze? Zamknąć kota na dwa tygodnie w klatce, żeby przeżył, czy "leczyć" wyrywkowo, żeby nie wyleczyć?
Pytanie retoryczne.
Przyznam, że zaskoczyłaś mnie swoim podejściem do choroby tej biednej kociny.
To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie. - Robert A. Heinlein
Justynka [*] 26.8.2011 Piglunia [*] 29.9.2011 Babunia [*] 24.11.2014 Rysio [*] 10.10.2016 Ogrynia-zaginęła 8.10.2011 odnaleziona 25.02.2012 zm. 26.11.2018, Tosia [*] 25.03.2019

Iwonami

 
Posty: 5480
Od: Wto sie 10, 2010 21:53
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Sob mar 30, 2013 23:25 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Zgadzam się z tym, że kot nie może być leczony, jak do tej pory...
Jest to oczywiste z racji, że problem zdrowotny powraca.
Dlatego też kot został zamknięty.
Jednak nie należy zapominać, że wcześniej Antek dostawał antybiotyk regularnie i mimo to problem powrócił.
Teraz dostaje dodatkowo lek bezpośrednio do ucha, który ma w dużej mierze pomóc na tą dolegliwość.

Nie bardzo rozumiem Iwonko, czym Cię zaskoczyłam?
Tym, że chcę pomóc biednemu kotu?
Pomagam jak mogę i na tyle ile mogę...
Piszesz o klatce.
Ok, ale klatka musiałaby dość duża, żeby kot nie zwariował, to nie jest osłabiony kot po operacji czy z jakąś raną uniemożliwiającą mu poruszanie. To kot pełen energii, który kiedy tylko może szuka możliwości wyjścia, co właśnie zrobił...
Poza tym skąd mam taką klatkę wziąć teraz?
Nie mieszkam w centrum Poznania, ani na obrzeżach, tylko pod Poznaniem, praktycznie na wsi, gdzie też możliwości są ograniczone.
Naturalnie wszystko można zrobić, ale to wymaga też czasu...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Nie mar 31, 2013 1:57 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Aniu, zaskoczyłaś mnie tym, że uważasz za ważniejsze umiłowanie wolności kota nad niewygody z powodu konieczności leczenia, przez drastyczne nawet ograniczenie jego wolności.

Jako małe dziecko miałam poważną operację. Leżałam w szpitalu przez półtora miesiąca, z tego przez dwa tygodnie byłam przywiązana do łóżka. Miałam wtedy sześć lat. Gdyby moja mama rozumowała podobnie, pewnie pozwoliłaby mi wstać z łóżka pobiegać, bo byłam tylko dzieckiem przywykłym do zabawy i skakania na skakance, co nie ukrywam - uwielbiałam robić. No i jeszcze grać w klasy.
Jak pewnie wiesz mam w domu dwie dzikie kotki, zabrane z ulicy. Babunia, zanim trafiła do mojego mieszkania była zamknięta przez ponad miesiąc w klatce w piwnicy.
I nic jej się nie stało. Żyje i ma się dobrze.
Antkowi też by się nic złego nie stało, a wręcz przeciwnie. Po krótkotrwałej niewoli miałby szanse na lepsze życie na wolności. A tak jest na wolności, ale z pewnością cierpi, bo nie wierzę aby go to ucho nie bolało.
To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie. - Robert A. Heinlein
Justynka [*] 26.8.2011 Piglunia [*] 29.9.2011 Babunia [*] 24.11.2014 Rysio [*] 10.10.2016 Ogrynia-zaginęła 8.10.2011 odnaleziona 25.02.2012 zm. 26.11.2018, Tosia [*] 25.03.2019

Iwonami

 
Posty: 5480
Od: Wto sie 10, 2010 21:53
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, Google [Bot] i 45 gości