Magija pisze:zanim się Inga zaczniecie jescze raz zastanawiać, przypomnijcie ile pracy w niego włożyliście obydwoje
a mojego czemu oddali? bez sensu zupełnie, przecież on dzieci po ryjach wylizuje
oj tam, zaraz pracy! zresztą praca okazała się dziś właśnie o kant tyłka potłuc, bo kochany piesek zeżarł gazetę. Znaczy nie zeżarł, tylko przerobił na cienkie, zadrukowane paseczki. Skubany, lepszy jest niż niszczarka
Miałam podjechać do Seidla tydzień temu po szczepionki dla młodych, nie pojechałam jak wiecie, za co zostałam ukarana ciężko tymczasowym dodatkowym żywym inwentarzem. Poważnie, właśnie w zeszłą środę miałam plan po te szczepionki podjechać!
Następnego dnia już było za późno, bo wiadomo, po szczepieniu odporność obniżona, a tu nowy w domu. No więc odczekałam tydzień, aż będzie można ukłuć Kaktusa i wczoraj przywlekłam szczepionki dla wszystkich trzech (Georgowi się jeszcze nie należy, a młodych sobie "zrównałam" bo raptem miesiąc między ich terminami). Wieczorem dzielnie wywlekłam preparaty z lodówki.
I wiecie co? zrobiłam to po raz ostatni! ja nie mogę z tym chłopem! zbudować stojak do kroplówek - żaden problem. Siedzieć z kotem na kolanach w czasie wlewu - też nie straszne. Postawić w kuchni na półce kocie jajka w formalinie - pomysł zajefajny. Więc ja nie rozumiem. Albo on we mnie nie wierzy, albo po prostu panikuje nie wiadomo po co.
Szykuję sobie pierwszą strzykawę, a ten się miota po mieszkaniu, zagląda do szaf i szafek, w końcu jak zaczął zdzierać z psiego fotela narzutę - nie wytrzymałam:
- kotek, co Ty robisz?
- szukam
- ale czego?
- no nie wiem właśnie. Jakiegoś koca, albo dużego ręcznika...
ki czort? na basen się wybiera? do solarium? o 22.30?
- ale po co?
- no przecież ich nie będę trzymać bez zabezpieczenia!
- kogo? czemu trzymać? Misio, przestań latać i powiedz, w czym problem?
- no szczepić chcesz przecież. To będę musiał trzymać!
aaaaaa! no okej, przejął się rolą. Poprosiłam, żeby usiadł na tyłku i przestał wiatr robić, wstałam z gotową strzykawką, podeszłam do leżącego na wiklinowej wieży Gabrysia, ukłułam, kot miauknął. Przygotowałam drugą strzykawkę, Kaktusa zlokalizowałam na drapaku, ukłułam, nie zauważył. TŻ siedzi na kanapie z otwartymi ustami.
- ale teraz to już ci tak łatwo nie pójdzie - cieszy się z nie wiadomo czego
Fakt, z Gadgetem może być śmiesznie, bo on nienawidzi przemocy jakiejkolwiek, a poza tym potrafi tak zgiąć szyję do tyłu, że wrażenie jest nieodparte: właśnie wbijam kotu igłę w kręgosłup

ale przecież jakoś muszę... i po co? Po co ja w ogóle podnosiłam tego upośledzonego biedaka z podłogi? Ano po to, żeby TŻ wyrwał mi go z rąk, usiłował zawinąć w ręczniczek wielkości znaczka pocztowego, dał się pogryźć i podrapać, w końcu z qrwą na ustach - wypuścić.
Wzięłam Gadgeta na ręce i poszłam do kuchni, zamykając za sobą jedyne w tym domu drzwi. Podziabałam kawałek kabanosa, wrzuciłam do miseczki, postawiłam na parapecie kolejno miskę i kota, wbiłam igłę i wepchnęłam tłok, po czym wróciłam do pokoju. Zadowolony Gadget szamał dalej niespodziewany przysmak, TŻ z powątpiewaniem spojrzał na mnie, a potem na PUSTĄ strzykawkę w moim ręku...
Kocham Cię, kotek, ale proszę Cię, Ty mi już lepiej nie pomagaj!!!