jutro bedzie 6 tygodni, odkad Bajki nie ma ze mna
ciagle ten kocyk, na ktorym miala lezec na biurku, zajmuje tam miejsce - czesto laduje sie tam Daisy
w ogole pozostale koty zachowuja sie nieprzyzwoicie - oblegaja na biurku w celu miziania, Muczacza godzinami potrafi cienkim glosikiem miauczec pod drzwiami

ze niby go zaniedbuje

i namolne sa strasznie
i glupawki maja nie-z-tej-ziemi
niestety ciagle to wyglada tak, jakby BARDZO cieszyly sie, ze Bajki z nami nie ma
a ja odczuwam fizyczny brak... nie mowiac juz o psychice....
do dzis pamietam wizualnie, jak wypuscilam Bajeczke z transporterka w lazience i spodziewalam sie, ze kota dluuuuugo nie wyjdzie...a tym bardziej nie bedzie jesc....
a ona wyszla, podeszla prosto do miski z suchym (jakies RC specjalnie dla niej wtedy), pojadla a potem miziala sie i mruczala na potege
i od razu zakrecila mnie wokol ogonka
to byl MOJ kot
MOJA kota
taki kot, ktory daje sie nosic na rekach, a jak sie na niego spojrzy, to mruczy... ale spojrzec music odpowiedni czlowiek
ja ja nosilam na rekach, rozpieszczalam jak sie dalo, jej bylo wolno wszystko

ale tylko ja ja interesowalam, na pozostale koty czasem sie wnerwiala jak weszly jej w droge, ale generalnie je ignorowala... wazna bylam ja...
a jak spala mi na glowie na poduszce albo przytulala sie z boku i tak rooooozkosznie wyciagala lapke na moj policzek, to czulam wielkie szczescie - ze taki kot, po przejsciach, zechcial mi tak zaufac
mialam wiele tymczasow
to byl pierwszy kot, ktory tak na mnie podzialal
mam nadzieje, ze mimo pozostalej trojki kocich, bywala jednak szczesliwa - staralam sie robic wszystko, zeby tak bylo
i wiem, ze pozostala trojke troche ignorowalam w tym momencie - Bajka miala tyle roznych diagnoz, i badan, i strachow, i zabiegow w ciagu tych 4 lat, ze nie dalo sie inaczej, bo oni sa generalnie zdrowi
bardzo mi jej brak, bardzo, nie potrafie tego opisac
