Znów jakaś dzika pora. Ostatniej nocy spałam półtorej godziny, przedostatniej ani chwili, dziś też będzie z godzina lub dwie. Ciekawe, kiedy padnę... A może wcale nie padnę, może w jakiś nieprawdopodobny sposób wykorzystam zgromadzone 'rezerwy', skoro przez pół roku sypiałam zwykle po kilkanaście godzin na dobę

...? Okaże się.
W pracy OK i coraz bardziej mi się podoba, Godzilla wręcz kwitnąco

, siedem Drani też doskonale... Ale Bidek i Busia...
Bidonka ma kolejny nawrót stanu zapalnego pęcherza, znów siusia z krwią i płacze z bólu

Cholera, dlaczego tego nie da się raz na zawsze wyleczyć, dlaczego co i rusz wraca, dlaczego furagina działa tak krótko

...?
A Busia.....
Byłyśmy dziś wieczorem na kontroli u dra Turosa. Zapytał, czy je, odpowiedziałam, że z własnej woli prawie nie, zajrzał jej do pyszczka... i zamarł z przerażenia

A kiedy już odzyskał głos, powiedział, że ona musi mieć wyjątkowo słaby i niepotrafiący walczyć organizm, skoro w tydzień po zabiegu nie jest prawie nic lepiej

Co prawda dziąsła odrobinkę zbladły i już nie krwawią, ale nadal wyglądają źle

Powiedział, że co prawda trwalsza poprawa następuje przy tej chorobie po wyrywaniu zębów u mniej więcej połowy kotów - ale tuż po zabiegu (tj. np. w tydzień, jak u niej) prawie każdemu kotu się poprawia, dziewięciu na dziesięć... Busiaczek jest chyba niestety tym dziesiątym
Znów steryd 'na tydzień', ale Buśce te 'na tydzień' starczają już tylko na góra trzy dni

, znów siedem strzykawek do domu z codziennymi porcjami antybiotyku, znów za tydzień kontrola...
Jest źle. Widzę to - bo trudno byłoby nie widzieć

, lekarz też coraz wyraźniej mi to sugeruje, poza tym jakoś czuję

... A ona tuli się coraz mocniej, coraz smutniej i mocniej patrzy mi w oczy, bodzie noskiem po twarzy i po dłoniach...
Chyba została nam tylko jakaś naiwna nadzieja i wiara w cuda...
Nie chcę, nie mogę i nie zamierzam pogodzić się z TĄ myślą.
Znów będzie potrzeba morze kasy... Nie mam pojęcia kiedy i jaką dostanę pierwszą pensję, mam do pooddawania ludziom kilkaset złotych, z Bidzią też trzeba COŚ zrobić, trzeba zaszczepić Godzillę...
Dlaczego ja jestem taka niezaradna, taka nieodpowiedzialna, taka jakaś 'beztroska' w całej tej swojej 'nieznośnej ciężkości bytu'...? Dlaczego o nic nie umiem walczyć, zdobywać swego po trupach
albo i nawet bez trupów

...?
Zasypiam. Idę do mojej biednej Chudej Księżniczki
