Po długiej mojej nieobecności w schronisku w końcu dziś mogłam sobie pozwolić na wyjście, bo ani katar, ani inne przeciwności nie zmusiły mnie do pozostania w domu - poza tym czuję się nadzwyczaj dobrze i oby już tak zostało. Do chemii mam dokładnie 4 dni więc póki co korzystam z życia.
W związku ze zmianą ustawy znikają budy z dziedzińca, więc trochę czasu zajęło mi odnalezienie Pitusia Noska, "mojego" schroniskowego psa, który to kiedyś zawsze wyskakiwał żeby urwac mi kawałek tyłka i go zjeść a potem zakumplowaliśmy się dosyć mocno i zawsze dawaliśmy sobie buziaki. Ostatnio podarowałam mu Gizkowy kubrak zimowy i tak też się rozstaliśmy na parę tygodni. Dziś po długim poszukiwaniu odnalazłam gada - mieszka teraz w kojcu numer 13 z dwoma innymi wariatami - zazdrosne są o siebie strasznie więc nawet nie mogłam go zbytnio wytarmosić, no ale jest i ma się nieźle.
Niestety nie zdążyłam się pożegnać z Uno - miał nowotwór i został uśpiony

zapamiętam Go jako pełnego werwy dziadka, rozpieszczonego, kochającego ludzi maminksynka, zawsze kiedy wychodziłam od niego popiskiwał chcąc zwrócić na siebie uwagę. Był takim moim Gizkiem w wersji amstaff
Do widzenia Uno w lepszym świecie, bardzo żałuję, że ostatnie dni spędziłeś w boksie, że nie znalazł się nikt, kto by Cię pokochał
Do zobaczenia Schabie
