Informuję, że mam w mojej własnej, prywatnej kuchni smoka

. I boję się, że na koniec zje i mnie

.
Smok ma niegroźne imię Mała Mi, wielkość kota i apetyt średniej wielkości słonia

. Rzuca się na wszystko co jest jako tako zdatne do jedzenia tak, jakby nie jadła minimum od miesiąca. W związku z tym przyrządzanie jakiegokolwiek jedzenia dla siebie mam mocno utrudnione. Jedyne chwile, gdy jako tako coś zrobić mogę, to chwile bezpośrednio po napasieniu smoka ogrooomnymi ilościami żarełka. Boczki oczywiście zaokrąglają się, a jakże

.
Niestety na nosku pojawiło się coś jak grzybek. Na początku nie pamiętam czy było, może i nie, potem myślałam, że to maleńka plamka na sierści, problem w tym, że patrzałam na nią w okularach do dali, a w nich szczegóły to widzę tak sobie

. Wczoraj Ela KW zwróciła moją uwagę. Dzięki. Myślałam, że mam jeszcze w domu cltrimazol to bym odrazu posmarowała, ale już nie ma. Do weta dziś nie pójdę, nie jest to dramat, a i ceny weekendowe (wet przypadkowy) i pogoda straszna - wichura i deszcz. Poczekam do wtorku. Kiedyś wet mi coś mówił, że doraźnie można też taką małą zmianę posmrować raz dziennie (czy nawet co dwa dni, nie pamiętam) odrobiną jodyny, że ona teżniszczy grzybka. Tylko nie wiem, czy to nie za blisko noska.
Filusia vel Filomatka coraz bardziej miziasta, już potrafi domagać się głasków głośnym miaukiem

. Tylko na rączki jeszcze absolutnie nie.
Apetyt też ma, chociaż nie aż tak łapczywy jak Mała Mi.
No i udało się przemycać panienkom przepisany antybiotyk w jedzonku. Oczywiście lakcid przy innym daniu też.