» Pt lis 27, 2009 11:14
Re: Mój Pięciokot cz.12 Niech już nie chorują...
Hej, hej! Po wecie. Mała zołza szalona. Plecak ją wq..., drze pysk jak pokręcona. No, znaczy się chyba z nią lepiej bo do tej pory znosiła w pokorze ten środek transportu. W poczekalni wyjęłam paskudztwo rozdarte z plecaka, zaczęła łazić tam i z powrotem po moich ramionach wściekle mrucząc. W tym momencie Alex przepadł ze względu na niedobór biustu niezbędnego do takiego łażenia. Dostała swój antybiotyk, grzecznie wróciła na ramię, po czym korzystając z okazji przeskoczyła na ramię weta i tam się umościła. Śmiechu co niemiara, mała zmora została uznana za kociego ninja. Faktycznie wariatka jest z tym skakaniem po ludziach, zdarzyło mi się łapać ją w locie.
Zdrówko... Nos jeszcze zaglucony, ale dziś nie było zatykającej skorupki, nie zakraplałam Disnemarem więc. Oddycha w miarę cicho, bulgot nasila się rano, potem ładnie cichnie. Gorączki nadal nie ma, jest ożywiona, chwilami ładnie się bawi, pięknie je, interesuje sie otoczeniem. W sumie powiedziałabym ze zachowuje się jak normalny, tyle że spokojny kociak, pozostaje wyraźny katar tylko.
