Wróciłam z dziewczyną do weta. I właściwie nie wiem, co mam napisać
Czareczka u weta to istny aniołek, wtulona, schowana we mnie ("mamuniu, broń mnie, patrz....mnie kłują!!!!"), taki słodziaczek.... Doc. przerażona stanem Czarki. Przy Jej wychodzeniu mogło już dojść do nieodwracalanych zmian w narządach wewnętrznych. Stąd decyzja, robimy wszelkie pełne (!!!!) badania. Czy ktoś wie, ile Kota nie jadła?? Pobraliśmy krew i zrobimy wszystkie profile, biochemię, elektrolity, cukier, cholesterol,testy itp. troszkę mało krwi udało się pobrać, więc może wszytsko nie dać rady zrobić na jeden rzut, ale w piątek na usg może uda się więcej. Czarka została wysikana (na potrzeby badaniowe), koopala dostarczyłam sama. W piątek koniecznie usg (już się umówiłyśmy). Czareczka podbiła serducha wszystkich pracowników lecznicy i wszyscy zgodnie trzymają kciuki... Czarkowa Doc, jak zobaczyła moją kruszynkę, miała po prostu łzy w oczach.
Strasznie nie lubi być wynoszona z mieszkania. W lecznicy tak strasznie płakała, że uległam, otworzyłam transpoterek i na wizytę czekała na moich kolanach, przytulona i miziana.
Na dzisiaj decyzje to oczywiście całe morze ciepła, głasków i miłości... Dopóki nie mamy wyników badań jemy convę i suchego RC, calo-pet na łapkę, zaczynamy podawać interferon ludzki (podnieść odporność) i czekamy na wyniki.
Ona jest taka maleńka i drobna

Serducho mi się kraje, jak Ją widzę
Śpi teraz mi na kolankach, zaturbowana w ukochany polarek i mruczusia
