» Sob lis 03, 2007 18:21
Babie lato
Złociejowski cmentarz leżał na wschodnim skraju miasteczka, nieduży czworobok szczelnie okolony wysokimi tujami, ponad które wyglądała biała wieżyczka kaplicy, z sygnaturką na szczycie.
Babcia Tekla weszła przez uchyloną bramkę, spojrzała na rosnącą między grobami trawę, którą z iście angielskim zapałem pielęgnował kościelny i przez chwilę zastanawiała się, czy nie zdjąć butów i nie wejść w samych tylko skarpetkach, lub boso.
Roześmiała się cicho ze swojej dziecinnej głupoty i wyszukując pod stopami kamienie poszła wprost do grobu nauczyciela.
Rękawem żakietu zmiotła z płyty pierwsze pożółkłe liście i przysiadła na drewnianej ławeczce w taki sposób, aby nie siedzieć plecami do grobu Eweliny.
Wyjęła z koszyka okrągłą woskową świecę, z tych, jakie co roku przed Dniem Zmarłych rozdawała przyjaciołom Bajanna.
Świeca miała kształt złocistej kropli, a knot starannie skręcony był bawełnianej przędzy w brązowym kolorze.
Ustawiła świecę na jednej ze stron kamiennej książki, leżącej na płycie z jasnego piaskowaca i powoli, z namaszczeniem zapaliła zapałkę.
Płomyk lekko zachwiał się na wietrze, ale nie zgasł.
- Dzień dobry panie profesorze – powiedziała Babcia Tekla gładząc kępkę mchu rosnącą tuż koło jej nogi.- Przepraszam, że tak długo nie zaglądałam, ale zlecił mi pan opiekę nad Moli…nad Luizą; więc informuję pana, że wszystko jest w porządku
Na pewno wie pan o wszystkim, ale nie zaszkodzi, jeśli jeszcze raz opowiem wszystko.
Ruda wiewiórka zeskoczyła z rosnącego nieopodal modrzewia i na jeden krótki moment przysiadła na kamiennym krzyżu, błyskając czarnymi paciorkami oczu. Uważnie przyjrzała się Tekli i znikła.
Babci Tekli przypomniało się, że gdy była tu poprzednim razem, w Dzień Wszystkich Świętych, po kamiennej książce biegał polny szczur dokładnie obwąchują wieniec z szyszek i jedliny, i nie zwracając najmniejszej uwagi na Teklę, schrupał jedno z nasionek, które wypadło na płytę.
- Jeśli to pan – powiedziała Babcia Tekla spoglądając w ślad za wiewiórką – to cieszę się, że pan przyszedł.
Odchrząknęła, poprawiła włosy i powiedziała :
- Biblioteka będzie otwarta na sam początek roku szkolnego, ale sporo ludzi zagląda już do czytelni. Niech pan sobie wyobrazi, profesorze, że było tam nawet dziecko ze Złejwsi…
Pana wnuczka radzi sobie doskonale i ma godnego pomocnika.
Zaczerwieniła się jak mała dziewczynka i dodała szeptem :
- Niech pan sobie wyobrazi, że pomaga jej wnuk mojego brata, miły chłopiec, chociaż jak na mój gust powinien zmienić fryzurę…ale skoro Luiza…to ja się nie wtrącam. Panie profesorze, tak mi się wydaje, że tak czy siak, będziemy rodziną…ale nic jeszcze nie jest przesądzone…
Wiatr poruszył gałęziami modrzewia i rozczochrany cień zamigotał na płycie.
- No i mamy nowych mieszkańców - powiedziała. – U Bajów zamieszka Martynka…pan powinien pamiętać jej matkę, i dwoje dzieci Martynki, Filip i Weronika.
Babcia Tekla uśmiechnęła się promiennie.
- Martynka poprowadzi prace konserwatorskie w dworku Złociejowskich . Złoto, które ukrył pan w dziewiątej skrzyni , zdaniem burmistrza wystarczy na wszystko…Więc również dom rodzinny Eweliny…
Babcia Tekla westchnęła. Przypomniała sobie szczupłą postać Eweliny, o łagodnych brązowych oczach, które z miłością patrzyły na nauczyciela pochylonego nad stosem zeszytów. Światło naftowej lampy obrysowywało złotym konturem jego profil i kładło się miękką smugą na jego jasnych włosach. Stojąca za oknem Tekla przesłała w głąb pokoju pocałunek i przymknęła oczy, wyobrażając sobie dotyk dłoni…nie śmiała nawet pomyśleć - warg – na jej czole.
- No proszę, panna Tekla – rozległ się za jej plecami dzwięczny głos – a myśmy właśnie rozmawiali o tobie..
Tekla drgnęła i odwrócił się.
Pani Ewelina ujęła nieruchomą dłoń zaskoczonej Tekli i poprowadziła ją do gabinetu, gdzie migotało światło naftówki.
Nauczyciel wstał odsuwając ciężki fotel.
- Widać ściągnęły cię nasze myśli – powiedział, a serce Tekli rozpłynęło się jak woskowa świeca.
- Siadaj, dziecko – Pani Ewelina wskazała Tekli miejsce przy stole i postawiła przed nią filiżankę czekolady.
Tekla ostrożnie, aby ani jedna kropla aromatycznego płynu nie upadła na śnieżnobiały, koronkowy obrus, podniosła filiżankę do ust.
- W związku z twoimi osiągnięciami w nauce – zaczęła powoli pani Ewelina – postanowiliśmy…
- Moja zona postanowiła …- wtrącił nauczyciel.
- …zająć się twoim wykształceniem. Na jesieni rozpoczniesz studia medyczne.
Tekla zamarła.
W głowie tłukła się jej tylko jedna, zupełnie bezsensowna myśl – nie upuścić filiżanki.
Pani Ewelina, zupełnie jakby czytała w jej myślach, wyjęła filiżankę z drżących dłoni Tekli i położyła jej ręce na ramionach.
- Będziesz wspaniałym lekarzem – powiedziała.
Babcia Tekla drgnęła. Potrzebowała dłuższej chwili, aby przypomnieć sobie, gdzie jest i uśmiechnęła się do wspomnień.
- Mój Boże – westchnęła – toż jakby to było wczoraj.
Babcia Tekla oparła się plecami o nagrobek Eweliny Złociejowskiej i przymknęła oczy.
Poczuła lekki zawrót głowy i delikatne ukłucie w piersi.
Odetchnęła głęboko i pogładziła chropowaty kamień.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!