Jak już dwa posty wyżej wystukałam z siebie wszystkie mądrości o Felicji, że wróci na swój teren bo dzika itd., mamy zmianę opcji

.
Chcę na początku zaznaczyć, że jestem tylko i wyłącznie zewnętrznym obserwatorem, nie wtrącam się, nie sugeruję, nie podejmuję decyzji, nie na mnie spoczął by obowiązek, tak-obowiązek, karmienia i pilotowania wolno-żyjącej koteczki. Pomogłam w łapaniu i pośredniczeniu akcji z fundacją, najważniejsza była sterylka. Ale na sercu mi leży, i to jak.
Wczoraj telefon mam z fundacji- Felicja ma gardię, 10 dni leczenia, przy okazji goi się ranka.
Ma apetyt, je, załatwia do kuwetki, grzeczna. Nie dziczy.
Fundacja niechętnie oddaje kota do domu wychodzącego, we wstępnej rozmowie- nie odda.
Ponieważ znam stanowisko Moniki ( ma wrócić) zaczynam mętną rozmowę, że to kot wolnożyjący, itd.
Oddanie lub nie zawieszone, Felicja i tak jeszcze co najmniej 10 dni w fundacji.
Rano dzwoni Monika, że przemyślała, że lepiej jednak będzie, jak Felicja pójdzie do adopcji. I że dzika z rozpaczy, ale tak na prawdę to się da oswoić, że ona się garnie, ale tylko boi. Jak Mietek i Witek, to rodzina. Oni wstępnie też byli niedotykalscy.
Tak może być, ja bliżej Felicji nie znam, widziałam, pisałam o tym, że je obok człowieka, tylko dotknąć się nie da. Podchodzi pod drzwi, siedzi na schodach, czeka. Tak lgnie i ucieka. Może to nie całkiem Nulka-bis...
Tyle wiem, tyle widziałam, ja.
Resume: czy może ktoś chce zaadoptować Felicję. Śliczna. Lat trzy. Będzie zbadana na wylot, z testami włącznie. Na razie jest pod opieką fundacji, leczymy gardię, goi się ranka po sterylce. Dobrze się goi.
Może się zdarzy kolejny cud forumowy...