» Czw kwi 16, 2009 19:17
Zajechałam do znajomych - do kompa. Przeżyliśmy emocje, wydawało nam się, że już, już, już... I niestety...
Na sfotografowanym przez Mziel uchylonym okienku do piwnicy zobaczyliśmy w grubej warstwie kurzu świeże ślady małych kocich łapek. Prowadziły w jedną stronę - do środka. Takie mogły zrobić łapki Oliwki lub Bokiry, a Ewa mówiła, że Tosiunia jest ich wielkości. Czyli też kotka - szprotka. Zadzwoniliśmy do pani karmicielki, która przyszła, znalazła właściciela piwnicy i razem z nim weszła do środka. Kiedy staliśmy przed okienkiem, czekając na przyjście pani karmicielki i potem, kiedy słyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi od piwnicy, serce waliło mi jak młotem. Stanęliśmy z TŻ-etem tak, żeby malutka nie miała szans na ucieczkę. Niestety, w piwnicy nie było już kota. Dałam przysmaczki kocie, żeby Tosiunia miała co zjeść, gdyby znowu się zjawiła.
Obejrzeliśmy też inne miejsca. Na bramie prowadzącej na parking, na którym są kocie budki i karmnik, nie ma drukowanego ogłoszenia. W koszulce jest ogłoszenie napisane długopisem na papierze w kratkę. Warto by było zamienić.
Wypijemy herbatę u znajomych i wracamy do poszukiwań.