
Muszę napisać, że bardzo się cieszę, że te święta ledwo się zaczynają a już się kończą, bo z tą bździągwą utrzymanie porządku jest niemożliwe.
Kapitan już był w wielkanocnym koszyczku i zmiażdżył tuż przed święceniem jego zawartość, więc uznał że święta odbyły się i można wrócić do normy.
Żałuję że nie mam jakiejś magicznej szafy z przejściem do Narni, bo bym tam wrzucała nieskończoną ilość rzeczy, które nie mogą mieć kontaktu z Kapitanem a których aktualnie nie mogę trzymać w powietrzu w ręce.
Niestety to co uszkodził Kapitan wtedy musiałam pokryć koszty, także dalej kiepsko i na minusie. W dodatku ostatnio znowu mieliśmy jakieś zatrucie i gonienie po wetach.
W ubiegłym tygodniu powinniśmy pędzić na szczepienie, ale brakuje kasy.
Próbowałam jakoś ją zdobyć i nawet zabrałam się za świąteczne robótki, ale niestety z Kapitanem się nie da. Jak tylko coś zacznę to on wpada jak tornado i robi demolkę. Podobnie próbowałam sprzedać nadmiar moich roślin , ale po wystawieniu ich na portal cofnęłam ogłoszenie bo Kapitan się wślizgnął do pokoju i zrobił przewrót na parapecie. Przy nim to co najmniej dom piętrowy z osobną pracownią, a nie nasza kawalerka...
Podjęłam tymczasowo zlecenie, ale kasa będzie dopiero w maju.
Jestem trochę w tyłku i już na karmę musiałam zabrać z pieniędzy na komunię córki.
Mam jednak nadzieję, że wreszcie wyjdę na prostą, przecież muszę.
