Katarzynka01 pisze: uroczy nasz najmłodszy żwawo wdrapywał sie po nodze Justyna i zastygał w okolicach pasa. Jak taki słupołaz z osprzętem, tylko sprzęt ma Piorunek swój i na stałe.
to sobie wyobraź takie
cuś x4. Wieeeele lat temu, pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku miałam ci ja kotkę. Miałam także pod opieką trzy małoletnie potwory plci damskiej ( w porywach byly cztery). I dziecięcia owe, wówczas 7 letnie) uratowały cztery kocieta spod lopat robotników - kotka przeniosła widocznie w czasie weekendu miot pod budę robotników, którzy coś tam grzebali na budującym się wciąż osiedlu. Przywódczyni bandy narobiła wrzasku na pól osiedla, wydarła maluchy (podobno dosłownie, sąsiadki widziały) i stwierdzila, że "ciocia ma kota, ciocia wychowa". Największy z malców miał już oczka otwarte, drugie - jedno, dwa pozostałe slepe jeszcze. Jeżu, jak one się darły...co miałam zrobić, wychowalam. Na krowim mleku i kaszce mannie, przecież o takich luksusach, jak kocie gotowe żarcie to w tym kraju jeszcze nikt nawet nie słyszał. I BEZ INTERNETU

Ta cała czwórca, jak już ciut podrosła, to jak tylko ruszylam się w stronę kuchni, natychmiast wlaziła po mnie, jak po drzewie. I wisiały mi na biodrach, póki michy nie byly na dole, wtedy spadały jak śliwki robaczywki. Przez cale lato chodziłam w takich grubych dżinsopodobnych spodniach, a i tak nogi miałam poszatkowane.
Także łączę się w bólu z Justynem