A miało być tak pięknie. Postanowiłam przeżyć upał, nie robić nic i dokończyć słuchania audiobooka, znakomitej biografii Agnieszki Osieckiej autorstwa Zofii Turowskiej "Nikomu nie żal pięknych kobiet".
Zero ruchów i uczta duchowa. Taaa...
Rano wpadła Nulka, że bolioliboli, pysio miała zrozpaczony i jakby wyraźnie mi mówiła, że zaraz się zacznie znowu i że by coś zjadła, ewentualnie, troszkę tak, bo zaraz znika przetrwać kolejny dzień.
Gdzie- nie wie nikt, pojawia się dopiero późnym popołudniem.
Wymieniłyśmy uwagi o nadchodzącym upale i że trudno, damy radę, jeszcze trochę. Pojadła, polizała troszkę i zniknęła.
To leżę sobie i słucham (bajka o selerze- se leże, se dumam). I zaczynają targać mną wyrzuty sumienia, że nie można tak, że trzeba coś robić, że poleżę to sobie kiedyś...

Dodatkowo dzwoni kuzynka, która nie leży nigdy, z założenia, bo...w domu jest zawsze coś do zrobienia, itd. I że właśnie skończyła koszenie trawy, za chwilę jedzie (autobusem) do miasta, bo musi to czy tamto

.
Aha. Ja dalej leżę, ale myśl, że może jednak bym coś zrobiła jest coraz bardziej wyraźna. Dobra, wstanę i zrobię pierogi. Z mięsem, bo dużo różnych zapasów w zamrażarce, nie zawsze trafię w gust Nulki. I sobie więcej zrobię, zamrożę i będę miała na czarną godzinę. Bo co będę tak leżeć. I słuchać.
Słuchać mogę przy lepieniu tych pierogów, no.
Jezu, po co mi to było

.
Upaprałam pół kuchni, stosy garów, maszynka do mielenia mięsa, mąka wszędzie, upał się leje, woda się gotuje, nie!!!!!Never more!
Okazało się w trakcie, że nie mam pieprzu. Obok Żabka. To pojadę rowerem. Świetnie, tylko, gdy pojechałam, to w tym akurat czasie listonosz zostawił w skrzynce awizo, więc czeka mnie wycieczka na pocztę

.
Opanowałam te pierogi, ale nic na zapas. Co się zgotowało, to jadłam na bieżąco, a co zostało zjem pewnie w nocy, bo ja w nocy żeruję. Totalna klęska.
Jak mi jeszcze kiedyś przyjdzie do głowy durny pomysł gotowania dla siebie i w dodatku na zapas, to usiądę, policzę do dziesięciu i poczekam aż mi przejdzie

.
Teraz jeszcze stos garów do mycia z kuchenką włącznie.
Palcem nie ruszę, wracam do Osieckiej.
Pamiętam Przegląd Piosenki Aktorskiej, Wrocław , marzec 1997 rok. Jeden z kilku fantastycznych koncertów i nagle ktoś wychodzi na scenę i przekazuje bardzo smutną wiadomość - Agnieszka Osiecka nie żyje...I zapadła cisza. Nie minuta ciszy, cisza wyrwana wszystkim z serc. Wielki smutek.
Cudowna postać, przepiękne teksty piosenek i nie tylko...
Ten jest mi najbliższy, Wielka woda :
Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej.
Na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej -
trzeba mi wielkiej drogi
wśród wiecznie młodych bzów...
Na wszystkie moje złe bogi
niebogi z moich snów.
Oceanów mrukliwych
i strumieni życzliwych,
czarnych głębin niepewnych
i opowieści rzewnych...
Drogi białosrebrzystej,
dróżki nieuroczystej,
piachów siebie niepewnych
i ptasich rozmów śpiewnych...
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra.
...nie daj mi, Boże, broń Boże, skosztować
tak zwanej życiowej mądrości,
dopóki życie trwa,
póki życie trwa.
Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej.
Na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej -
trzeba mi wielkiej psoty,
trzeba mi psoty, hej...
Na wszystkie moje tęsknoty,
ochoty duszy mej.
Wielkich wypraw pod Kraków,
długich rozmów rodaków,
wysokonogich lasów
i bardzo dużo czasu.
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra.
...nie daj mi, Boże, broń Boże, skosztować
tak zwanej życiowej mądrości,
dopóki życie trwa,
póki życie trwa.