Podzielę się swoimi doświadczeniami z powiększaniem stada. Nie obyło sie bez problemów, kiedy wzięłam do siebie kotkę z tego wątku
viewtopic.php?f=1&t=136161W domu były trzy w miarę spokojne koty. Lisa - jak długo była chora i osłabiona - też nie sprawiała problemu. Po pierwsze głównie izolowana, po drugie raczej się nie stawiała domownikom. W miarę poprawy stanu zdrowia narastały problemy. Choć najmniejsza i najsłabsza fizycznie Lisa była agresywna w stosunku do innych kotów i rozstawiała je po kątach, szczególnie dwie kotki. Nie pomagał Feliway w ścianie. Koty musiały być prawie cały czas izolowane, co sprawiało wiele kłopotów i nie mogło być rozwiązaniem docelowym. Zwłaszcza, że "nowa" była bardzo proludzka, a w zachowaniu kotek-rezydentek pojawiały sie objawy stresu nawet jak Lisa była zamknięta u siebie. Trwało to już jakiś czas i sytuacja tylko się zaostrzała. Dla mnie to było coś nowego, bo z wprowadzaniem poprzednich kotów nie miałam większych problemów. Planowałam wkrótce wyjazd na narty, a jak zostawić z obcą niewprawną opieką wojujące na poważnie koty?
Zdecydowałam się na spotkanie z behawiorystką. Wóz - albo przewóz. Albo się uda ułożyć relacje i kotka (starsza i wymagająca systematycznych kontroli lekarskich) zostaje z nami albo szukam jej nowego domu.
Behawiorystka pooglądała stosunki w stadzie (spędziła z nami ponad 2 godziny), popatrzyła na moje reakcje i zachowanie poszczególnych kotów wzgledem siebie. Zostawiła nam szereg wskazówek i listę codziennych ćwiczeń do wykonywania. Część tych wskazówek miała charakter ogólny, część była dostosowana do tego konkretnego stada i tego konkretnego opiekuna. Szczerze mówiąc, było to wszystko dość upierdliwe i po powrocie z pracy nie zawsze chciało mi się karmić koty tak, a nie inaczej, robić te różne ćwiczenia wzmacnijące pewność siebie strachulców itp., ale... upartam się

Wymagało to często modyfikacji moich własnych, na ogół odruchowych reakcji.
Efekt? Kolejna wizyta bahawiorystki nie była potrzebna

Po 2-3 tygodniach relacje poprawiły się na tyle, że koty mogły przestać być izolowane. Dzisiaj (tj. po prawie 3 latach) wielkiej przyjaźni nadal nie ma, ale jest coś na kształt stabilnego rozejmu. Lisa pewnie najbardziej chciałaby być jedynaczką, ale ułożyła sobie poprawne stosunki z resztą. Jednej z kotek nadal nie lubi (z wzajemnością), drugą ignoruje, kocura poważa. Feliwaya nie mamy od dawna, specjalnych karm nie używaliśmy nigdy.
Wnioski? Być może z czasem jakoś by wszystko ułożyłoby się samo. Jednak pomoc behawiorystki była w naszym przypadku bardzo skuteczna. Jeśli chcesz, to odezwij sie na priva, podam nr swojego telefonu i pogadamy, ale obawiam się, że spora część zaproponowanego nam "programu naprawczego" miała zastosowanie tylko u nas i odnosiła się do konkretnych reakcji konkretnych zwierząt. Może masz w okolicy behawiorystę i warto się z nim skontaktować?