To chyba dużo polega na uzależnieniu. Sądzę, że gdyby karmić kocia szpinakiem od miauleństwa, to w końcu przestałby pluć na zielono. W marketowych karmach jest niewiele mięsa, ale pewnie sporo zachęcaczy. Ja nie mam możliwości i czasu na "barfa". Dostają to co lubią. Raz dziennie konserwowane jedzenie (uwielbiają paszteciki "Winstona" mit Fleisch) tam nawet widać mięcho, ładnie pachną i sam chyba kiedyś spróbuję, a na drugi posiłek mięcho z mięchem. Cycki zawsze na przedzie, gulaszowa wołowinka też schodzi i różne podróbka. Marutek zjada absolutnie wszystko co dostanie. Przerabia jak maszyna do rozdrabniania śmieci. Dam mu kiedyś zamkniętą puszkę - da radę. Jak zje, albo i wcześniej - patrzy, który z Kamratów podnósł głowę i się zamyślił. Wtedy pod nosem wymiata mu michę i wraca do swojej. Odiś lubi ludzkie jedzenie - nie daję - bo niezdrowe , wędlin mu nie pozwalam bo "Aujeszky" ale czasem z lodówki czy mojego talerza coś ukradnie - taki Arsen Lupin jest i trudno. Lubi ser. Konkretnie "Gouda", albo biały twarożek. Masło z kanapek też wyliże. Albert wędliny nie dotknie. Oliwki z serem feta - i owszem. Chrupy wcina z entuzjazmem ale już kurze serduszka turla pod łózko. Żoładków nie ruszy, ( przed rokiem jadł!) chyba, że po wczasach na Syberii. Wątróbki wszystkie jedzą ale tego za często nie można. Krótko mówiąc - cycki, jak dotąd, niezawodne (poniekąd podzielam ten pogląd).
I takich to mam arystokratów. A wszystkie były bezdomne. Tyłki im się rozpasły, ot co!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niedawno nakryłem Albertosa jak wyskakiwał z szafki na kocie przysmaki z pudełkiem odkłaczacza w pyszczydle. Wyraźnie kierował się do drugiego pokoju, aby podelektować się specjałem w samotności. Chyba trzeba wzmocnić zamki.
