Wróciliśmy wczoraj po 23, zanim ogarnęłam Wasia i położył się lulać, było już tak późno, że padłam. Niewyspana jestem jak sto diabłów...

Generalnie sprawa wygląda tak, że musiałam pojechać do innej wetki.
Z niewiadomych powodów nasz wet jest bardzo bierny, nie daje Wasiowi dużych szans, nie chciał go ani nawodnić, ani dożylnie "nakarmić", wzmocnić, no nic nie chciał za bardzo

(tak samo było z testami Fiv/Felv - też jakiś był niechętny, chociaż męczyłam o to od pierwszej wizyty w lutym)
Rozmawiałam tutaj z kilkoma osobami i dały mi numer do wetki, która specjalnie do nas przyjechała wczoraj wieczorem (ta, u której robiliśmy biochemię).
Tak, jak pisze katarzyna1207 - wetka załamała ręce, że Waś od wtorku jest bez jedzenia (środowe jedzenie zwymiotował) i powiedziała, że zaraz dojdzie do uszkodzenia wątroby.
Wasio był w stanie tragicznym jak przyjechaliśmy do wetki.
Dostał kroplówkę NaCl (chyba - jadę z pamięci), glukozę, witaminy. Dodatkowo w zastrzyku coś na odporność - jestem w pracy, nie widzę wypisu, nie pamiętam nazwy. Coś na powstrzymanie wymiotów i no-spe na rozluźnienie gazów (brzuszek miał jak balonik). W gabinecie rzucił się na saszetkę RC dla gastryków, ale zaraz zwymiotował.
Dzisiaj rano dałam mu trochę i do mojego wyjścia nie zwrócił. Jeżeli przez godzinę nie wymiotował, to chyba nie jest źle.
Dłuugo byliśmy wczoraj w przychodni, gadałyśmy z wetką, sensownie mówiła, ma kilka dobrych teorii (pokrywają mi się z teorią Agn), jestem dobrej myśli.
Nie mam teraz czasu, ani siły wszystkiego pisać, ale z czasem napiszę i wkleję wypis.
Chciałam tylko dać znać, że żyjemy i walczymy.
Dzisiaj jedziemy znowu podwitaminować się i wzmocnić.
Wetka była Wasią absolutnie zachwycona, mówi, że to anioł

A ja przecież wiem, toż nie trzeba mi tego mówić

Nie godzę się z podejściem naszego weta. Wasia bardzo chce żyć. I bardzo się stara!
Kocham go jak własne dziecko, nie odpuszczę.