No proszę - weszłam i akurat na psiamę trafiłam  
 To prawda, że trzeba to przezyć. Na szczęście nie wszystkie dzieci, które u nas bywają są takie... hmmm... "niegrzeczne". Z moich obserwacji wynika, że zależy to od tego, czy dziecko jest wychowywane z jakimś zwierzakiem. 
Albumu nie mam, ale za to mam dużo wściekle kolorowych zdjęć  

 Tam była tak niesamowita ilość kolorów w tak niebywałych połączeniach... Do tego bardzo ostre słońce... Nasz aparat nie zawsze sobie z tym radził 

 Coś wybiorę i prześlę jak się ogarnę.
Życie tam... Trochę za gorąco  

 Byliśmy na przełomie tamtejszej jesieni i zimy, więc nie było strasznie gorąco, a dla mnie w miastach było to na granicy wytrzymałości. Za miastem, szczególnie nad morzem, gdzie wiał przyjemny wietrzyk było miło. W szczycie temperaturowym (okolice maja) jest do 50 stopni w cieniu 

 Na dodatek jest to w trakcie pory deszczowej  

 Właśnie - tam przeszkadzała nam nie temperatura, tylko połączenie temperatury i wilgotności w okolicy 50%. W miastach dochodził smog, który potęgował te odczucia... 
Ze zdrowiem nie było problemów. Wilgoć powodowała, że infekcje się nas nie trzymały. Inna sprawa, że staraliśmy się nie przesadzać z klimatyzacją. Jedzenie - jeśli przez kilka pierwszych dni trzymasz się zasady "ugotuj, usmaż, obierz lub zapomnij", problemów nie powinno być. Tym razem nie wytrzymaliśmy i już drugiego dnia jedliśmy owoce i nic nam nie było. Warto przed wyjazdem zaszczepić się przeciwko żółtaczce pokarmowej i nastawić psychicznie, że o zasadach higieny tam się raczej dzieciom nie mówi...  

 Mogłabym tu opisywać różne odbierające apetyt sytuacje, ale tam to wszystko wygląda inaczej niż w opowiadaniu. Jest po prostu tak naturalne, że trzeba popłynąć z prądem... Albo trzymać się co najmniej 3* hoteli i ich restauracji. My jedliśmy na ulicy, tak jak robią to ludzie tam żyjący, bo tylko tak można poznać prawdziwy smak kraju. Czasem jedliśmy w towarzystwie karaluchów gigantów... Zwykle w towarzystwie kotów  

 Cóż, taki rejon  

 Jedzenie może szkodzić, jeśli nie jesteś odporna na ostre przyprawy. Szczególnie na południu jest bardzo, bardzo, bardzo ostra kuchnia. Wszędzie jednak można znaleźć dania, które wcale nie są pikantne. Tak, jak w całej Azji, tam również używa się glutaminianu sodu i to u osób wrażliwych może wywołać drobne problemy trawienne  

Woda pitna była dostępna wszędzie bez problemu. Wbrew zaleceniom naszego przewodnika do mycia zębów używaliśmy kranówki i nic nam nie było. Nie dajmy się zwariować, ludzie tam żyją i z tej wody normalnie korzystają 
 Powódź - trochę pomieszała nam plany. Raz uciekaliśmy w nocy taksówką po informacji, że aby ratować jakiś zabytek zostały otwarte wszystkie tamy i woda ruszyła kanałami na miasto...  

 Przez powódź nie zobaczyliśmy kilku miejsc, które chcieliśmy zobaczyć - były zalane, albo dojazd do nich był zalany, a objazdy zbyt długie. Widzieliśmy jak woda wieczorem zalewa dzielnicę chińską, jak dzieci bawią się w tej wodzie, a dorośli obserwują ją z niepokojem. Przejeżdżaliśmy wypożyczonym samochodem przez częściowo zalaną drogę mając nadzieję, że nie zaleje nam silnika i że za kilka dni damy radę wrócić...  

 Ale dzięki powodzi pojechaliśmy w miejsca, w które prawdopodobnie byśmy nie pojechali. Dzięki temu jechaliśmy na słoniu, byłam niesiona przez słonia na trąbie, małż miał robiony masaż pośladków przez słonia  

 Dzięki temu zyskaliśmy tam przyjaciela, który pokazał nam miejsca, w ktorych turyści nie bywają, dał do zjedzenia rzeczy, których turystom się nie daje (kacze dzioby na przykład). Spędziliśmy razem kilka szalonych wieczorów, zapoznał nas ze swoją rodziną i przyjaciółmi, pokazał jak żyją i wyjaśnił to, czego nie rozumieliśmy. Gdyby nie powódź ani on, ani my nie pojechalibyśmy w miejsce, gdzie się poznaliśmy. Znajomość się rozwija na stopie biznesowej i jeśli wszystko pójdzie dobrze już wkrótce czeka nas kolejny wyjazd, tym razem służbowy  

 Prawdopodobnie za jakiś czas wrócimy tam w celu turystycznym - oboje czujemy niedosyt  

 Tam jest ciepło, tanio, ludzie są otwarci i przyjaźni, zabytki i krajobrazy zapierające dech, kuchnia smaczna - czego chcieć więcej na wakacjach? Już zapominam jak nie lubię samolotów  
