Moje nie są wybredne a ja wszystko mielę. Choć tym razem może spróbuję pokroić część, zawsze gryząc wolniej jedzą no i sobie ewentualny kamień z zębów pościerają. Ale z tym ostatnim nie ma problemu, bo parę razy w tygodniu dostają suche do pochrupania albo całe skrzydełko lub kurzą nogę - i zżerają, razem z kością

Zresztą mielenie odłożone na jutro bo jednak część mięsa się nie do końca rozmroziła, a nie chcę ryzykować maszynki.
Ja za sukces uważam np. nieco zmienione podejście koleżanki - ze 2 lata temu jeszcze się cieszyła ze "słitaśnych kociątek" które miały się u niej narodzić, na początku moje sugestie o kastracji zbywała, potem dowiedziałam się że wszystkie koty wyciachała, oprócz jednego kocura który jest właściwie pozadomowy i dochodzący i nie daje się złapać bo dzikawy i największy kozak w okolicy. Mówiłam o klatce łapce, ale chyba jeszcze pokutuje u niej przekonanie że straci charakter czy coś... Teraz walczy z matką o kastrację psicy, i zastanawia się nad postawieniem jej przed faktem dokonanym
Ale czasem jak słyszę spokojne gadanie koleżanki że jej kolejnego kota przejechał samochód, lub innej że ma kotki do oddania, bab w pracy że kotka musi mieć raz młode, i jej miała i poszły na myszy na gospodarstwo a potem kotka dostaje zastrzyki by nie mieć małych czy ekspedientki że ma "owczarki niemieckie za 300 zł do sprzedania" to czasem mam ochotę tłuc, dusić gołymi ręcami i nie wiem co jeszcze
Z domkiem piszę, wstępnie jest ok, chętny jest na Gryzię.