salam alleikum!!
allah akbar - doleciałam, żyję, a jeśli to będzie miłe Światłości, powrócę szczęśliwie i bogatsza w życiowe doświadczenia;))
Wszystko szło pięknie, póki nie dolecieliśmy do Turcji. Najpierw okazało się, że Turek - pośrednik między naszą firmą a hotelem orżnął naszego szefa i nie wpłacił kasy za kwaterę, zatem nie wylądowaliśmy w naszym hotelu, tylko zaczęło się gorączkowe poszukiwanie wolnych miejsc... gdziekolwiek. Trafiliśmy do hotelu, w którym pokoje, owszem, były, ale za mało na naszą ekipę, poza tym, w większości brudne, a obsługa była niezwykle podobna do psa i studenta ze znanego dowcipu - jak się jej zadało jakiekolwiek pytanie, to tak mądrze patrzyła.....
Po angielsku rozumie się tutaj najchętniej słowa "money" i tip" - jeśli np chcesz się dowiedzieć, kiedy i ile będzie wolnych pokoi, wszyscy głuchną, niemieją i uśmiechają się z łagodną radością kretynów.
W efekcie koczowaliśmy przez półtorej doby na holu, na walizkach, część dzieciaków zalogowaliśmy do pokoi dostępnych w tym hotelu - nazywa się, ahahahahahaha (śmiech najczarniejszego z czarnych charakterów z filmów o Bondzie), Dream Park Hotel - ale według mnie odpowiedniejszą nazwą byłoby Nightmare On Turkish Street; reszta poszła spać do hotelu o nazwie, nomen omen - Burak Hotel. Gdzie - wbrew wcześniejszym zapewnieniom, że mają dużo wolnych miejsc - już na dzień dobry oznajmiono, że wolne są 2 pokoje.
W których zepsute są zamki w drzwiach, nie ma pościeli, a po korytarzach włóczą się napaleni na młode polskie mięso Turcy. (Turkowie?..)
Tak minął czwartek.
Piątek przyniósł powolny, acz nieubłagany wzrost temperatury do 39 stopni w cieniu oraz atrakcje w postaci psującej się co moment windy, dalszego braku pokoi, braku pościeli, braku srajtaśmy, braku ścier do podłogi, natomiast śliniących się na młode polskie mięso Turków przybywało w postępie geometrycznym.
Pojawił się też pierwszy zasraniec, czyli kolonista, który wbrew ostrzeżeniom ochlał się lokalnej wody z lokalną florą i fauną bakteryjną, wody z basenu i dostał efektownej sraczki.
Ponieważ w noc przed wyjazdem spałam aż 3 godziny, a do tego opisywanego momentu nadal kadra nie miała swoich pokoi, powoli przestawałam kontaktować z rzeczywistością. W ten moment trafiła idealnie jedna picz spośród kolonistów - mianowicie urwała się na samowolną wycieczkę z lokalnymi typkami dżipem na plażę, gdzie podano jej w soku pigułkę gwałtu i gówniara miała więcej szczęścia niż wzrostu, ponieważ kiedy jeden z typów zaczął się do niej dobierać - palnęła go w dziób i zwiała, jakimś cudem trafiając do hotelu. Tu efektownie spadła ze schodów, rozbijając sobie durny łeb, i w tym stanie znalazły ją koleżanki, wpadając następnie masowo w histerię, w wyniku czego mieliśmy leżącą odłogiem i niekontaktującą ze światem pindę plus 12 szlochających rozpaczliwie kolonistek. Pojechałam z nią do szpitala, wezwano policję, durnota dość szybko wróciła do świadomości - ale kolejna noc już była stracona, poszłam spać o 7 rano, ponieważ NADAL NIE MIELIŚMY POKOI DLA KADRY I SPALIŚMY NA KRZESŁACH W HOLU!!!!!!!!!aaarghhhh.
Okazało się, że nasza delikwentka ma skłonności samobójcze, kłamie na wdechu i wydechu, manipuluje koleżankami i ma skłonność do stawania na rzęsach w kącie, żeby tylko być w centrum zainteresowania - nikt nie chciał być już z nią w pokoju, nikt nie chciał nigdzie chodzić w jej towarzystwie, a ona nie rozumiejąc, że sama jest sprawczynią takiego stanu rzeczy, dawała niedwuznacznie do zrozumienia, że zamierza znów dać nogę - w związku z czym czwórka kadry zamiast zajmować się realizacją programu i opieką nad resztą stada - bezustannie pilnowała naszego zbuka, co m.in. powodowało przymus spania pod drzwiami jej pokoju, żeby cholera nie zwiała w nocy. Dzielimy noce na dyżury, śpiąc na materacu pod drzwiami dysfunkcyjnej idiotki i z wolna, ale nieubłaganie stan wkur...nia rośnie.
Po długich pertraktacjach z naszym biurem podróży udaje się w końcu załatwić dla zbuka wcześniejszy lot do Polski i dziś w nocy ostatecznie zniknie ona z kolonii, co daje nadzieję na unormowanie kolejnych dni i zajęcie się na spokojnie realizacją programu.
Oczywiście, o ile ilość zasrańców, rzygulców i kaszlaków nie będzie nadal miał tendencji wzrostowej...
A Turcja?...
mało jej w tym otoczeniu: o tym, że jesteśmy na innym kontynencie, w innej kulturze i religii przypomina tylko wzywający 5 razy dziennie wiernych do modlitwy śpiew muezzina z meczetu - a i tak nie jest to śpiew na żywo, tylko odtwarzany z taśmy; kwitnące wszędzie bougenwille, olenadry, panoszące się na trawnikach fikusy, bananowce, juki i draceny, chude, azjatyckie koty w niemal każdym patio; smagłe twarze i słabiutki powiew Orientu na lokalnym bazarze, który i tak obfituje głównie w szmaty z napisem adidas i prada.
Nie ma wezyrów, hurys, tańca brzucha, baraniny pieczonej na węglach, jest zeuropeizowana masa hoteli i hamburgery w każdej jadłodajni.
Tylko cykady i smak miodowych fig odlegle przywodzi na myśl "Złote korony książąt Dardanów" i inne połykane w dzieciństwie książki, których akcja dzieje się na tym kontynencie.
Dziś miałam już kryzys zdrowotny - nadal walczę z zatokami, boli mnie gardło, więc zrobiłam sobie zabieg reiki i trochę lepiej się czuję, ale i tak upał w wysokości 45 stopni w cieniu po prostu zabija...
Nie wiem, kiedy znów zdołam się dorwać do netu, więc póki co - do przeczytania. Trzymajcie za mnie kciuki i proszę - prześlijcie trochę lodu pocztą

)))