Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw maja 31, 2012 18:27 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

I nic dziwnego - po dziś dzień latwiej od nas dojechać do Drezna, Berlina czy Pragi niż do stolicy :mrgreen:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 31, 2012 18:36 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Ja też jestem rodowitą warszawianką i zawsze mieszkałam w samej Warszawie, ale życie w mieście jest koszmarem, szczególnie z gromadką zwierzaków, to wreszcie dojrzałam do decyzji wyprowadzki pod miasto i od 16 lat mieszkam 4 km od granicy miasta. Niby to tylko 4 km, ale robi ogromną różnicę :)
Wiatrusia [*] 27.09.2012 r. Kacperek [*] 02.12.2016 r.
Filemonek [*] 31.03.2017 r.

EVA2406

Avatar użytkownika
 
Posty: 7549
Od: Pt lip 27, 2007 13:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw maja 31, 2012 20:09 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Nie mogę się przenieść. Mieszkam tu całe życie i zbyt dobrze znam bolączki miasta.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Czw maja 31, 2012 20:33 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Cześć Dziewczyny kochane :1luvu:
Ależ jestem wykończona...
Wczoraj dotarłam po 23 do domu, jedząc w przelocie na niemalże rozkaz Mamy o 21 śniadanio-obiado-kolację :mrgreen:
Dziś już trochę spokojniej, ale też zabiegany dzień...

kussad pisze:
izka53 pisze:Hakitko, :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: , juz są i dodatkowe za powodzenie rozmowy :ok: :ok: :ok: :ok:

Pamiętaj on wróci, choc w trochę innym futerku. I będziesz tego pewna :kotek:


Też trzymam dodatkowe kciuki :ok: :ok: :ok:

Aniu one wracają - zobacz na daty moich poprzednich kotków w podpisie :)


Dziękuję pięknie Kussad :1luvu:
Mam taką głęboką nadzieję, to mnie trzyma przy życiu...
A może dołączysz do nas na spotkanie 16 czerwca?

Nie chcę pisać drugi raz tego samego, ale możecie sobie przeczytać, co napisałam w wątku małego kociaka, którego link przesłała Felin:
viewtopic.php?f=13&t=142364&p=8917687#p8917687
Może Wy macie jakieś doświadczenie, przemyślenia, sugestie?
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Czw maja 31, 2012 20:57 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

MalgWroclaw pisze:Nie mogę się przenieść. Mieszkam tu całe życie i zbyt dobrze znam bolączki miasta.

I to jest wlaśnie świetny powód zmiany miejsca zamieszkania :wink:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw maja 31, 2012 20:59 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

felin pisze:
MalgWroclaw pisze:Nie mogę się przenieść. Mieszkam tu całe życie i zbyt dobrze znam bolączki miasta.

I to jest wlaśnie świetny powód zmiany miejsca zamieszkania :wink:

Dzięki. Mam inne powody, dla których nie mogę.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Czw maja 31, 2012 22:02 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Hakita pisze:Nie chcę pisać drugi raz tego samego, ale możecie sobie przeczytać, co napisałam w wątku małego kociaka, którego link przesłała Felin:
viewtopic.php?f=13&t=142364&p=8917687#p8917687
Może Wy macie jakieś doświadczenie, przemyślenia, sugestie?


Hakito, tam chyba wszystko jest powiedziane - taki sie urodzil, wada wrodzona, MCO bez rodowodu, sugestia weta o możliwości wady genetycznej. No , samo nasuwa sie skojarzenie z pseudohodowlą i chowem wsobnym :evil:

Tego typu wada jest pewno nieuleczalna, ale być może rehabilitacja, treningi, ćwiczenia zmiejszylyby dolegliwości. Ale potrzebna jest dokladna diagnostyka, zapewne kosztowna. Jest na forum wątek o rasowym , mlodziutkim MCO z dyskopatią /weci podejrzewali nowotwór i sugerowali eutanazję /. Kot jest po operacji, która kosztowala ponad 2 tys zl 8O , rokuje dobrze :ok:
Kociak jest cudowny, ale - Hakitko - on nie móglby być caly dzień sam, przecież oddawany jest wlaśnie z tego względu , że wlaścicielki nie ma w domu i kot , dla jego bezpieczeństwa musi być zamknięty.

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 16634
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw maja 31, 2012 23:13 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Ania prosiła o przekazanie informacji, że Micek się znalazł i już wczoraj wrócił z łazęgi :)
Wiatrusia [*] 27.09.2012 r. Kacperek [*] 02.12.2016 r.
Filemonek [*] 31.03.2017 r.

EVA2406

Avatar użytkownika
 
Posty: 7549
Od: Pt lip 27, 2007 13:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt cze 01, 2012 0:33 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

jaki łaskawca.........wrócił :mrgreen:
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21754
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt cze 01, 2012 4:58 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Dobrze, że Micek wrócił.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Pt cze 01, 2012 12:19 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Cześć Dziewczyny :1luvu:
Co tam u Was?
W Poznaniu zimno i ponuro, przed chwilką drobne promyczki słonka zaczęły wychodzić zza chmur...
Zapomniałam wcześniej napisać, a że wczoraj zostałam wykurzona od komputera, to poprosiłam Evcię, żeby napisała za mnie o powrocie Miculka.
Tak, więc wrócił mały Łajdaczyna w środę i teraz jest już codziennie :1luvu:

izka53 pisze:Hakito, tam chyba wszystko jest powiedziane - taki sie urodzil, wada wrodzona, MCO bez rodowodu, sugestia weta o możliwości wady genetycznej. No , samo nasuwa sie skojarzenie z pseudohodowlą i chowem wsobnym :evil:

Tego typu wada jest pewno nieuleczalna, ale być może rehabilitacja, treningi, ćwiczenia zmiejszylyby dolegliwości. Ale potrzebna jest dokladna diagnostyka, zapewne kosztowna. Jest na forum wątek o rasowym , mlodziutkim MCO z dyskopatią /weci podejrzewali nowotwór i sugerowali eutanazję /. Kot jest po operacji, która kosztowala ponad 2 tys zl 8O , rokuje dobrze :ok:
Kociak jest cudowny, ale - Hakitko - on nie móglby być caly dzień sam, przecież oddawany jest wlaśnie z tego względu , że wlaścicielki nie ma w domu i kot , dla jego bezpieczeństwa musi być zamknięty.



Izunia, ale chciałabym się więcej dowiedzieć, bo to, co mi powiedzieli weci nie porywa się z przedstawionymi informacjami.
To bardzo istotne informacje, bo jeśli nie ja, to jakikolwiek inny przyszły domek też musi mieć świadomość, jaka jest sytuacja i co go ewentualnie czeka...
Wiem, jak potrafią być duże koszty leczenia różnych przypadłości...
Gdybym w tej chwili miała wiedzę, że leczenie jakiegokolwiek kotka, którego chciałabym adoptować wynosi kilkaset zł miesięcznie, to nie zdecydowałabym się na taką adopcję, bo najzwyczajniej w świecie mnie nie stać...
Inną jest rzeczą, kiedy problemy zdrowotne pojawiają się w późniejszym czasie i nie mamy na to wpływu. Tak jak było z Zulusiem...
Koszty leczenia wyniosły łącznie powyżej 5 tys. 8O , a część leków i tak podawałam sama w domu, więc nie jeździłam na wszystkie wizyty, za które musiałabym płacić. Za samą operację laparotomii i 3 dniowy pobyt w szpitaliku zapłaciłam prawie 2 tys. 8O
Nie miałam pieniędzy, były to dla mnie potężne wydatki... Musiałam pożyczać pieniądze, ale gdyby leczenie kosztowało 10 razy tyle, to i tak zrobiłabym wszystko, żeby zdobyć te pieniądze i ratować ukochanego kotka... Wzięłabym kredyt, pożyczyła, sprzedała nerkę, nie wiem co, ale zrobiłabym wszystko...
Tak było, jest i zawsze będzie... Jeśli kiedykolwiek będę miała jakiegokolwiek kotka i zajdzie taka potrzeba...

Doczytałam, że kotek jest zamykany w niewielkim pomieszczeniu ze względu na schody w domu i nieobecność przez cały dzień właścicieli, dlatego szukają domu, gdzie poświęci mu się więcej uwagi i będzie miał więcej przestrzeni.
Jeśli doszłoby do adopcji...
I u mnie są schody, ale są tak przystosowane, że można je zamykać oddzielając tym samym całe duże powierzchnie, piętra od siebie. Kotek nie musiałby być zamykany w jednym pomieszczeniu.
Poza tym co najważniejsze, pracuję w rodzinnej firmie i mogę dość swobodnie sterować swoim czasem.
Kiedy moje i Zulusia życie było w normie, to wychodziłam do pracy i wracałam najdalej po 8 godzinach, najczęściej po 6. Brałam pracę do domu, żeby być z Zuluskiem.
A kiedy Zulusek zaczął chorować, to na całe pół roku przeniosłam pracę do domu i nie zostawiałam Go samego nawet na chwilę...
Od kiedy Go nie ma, nie mam powodów, dla których muszę się spieszyć do domu...
Dlatego często dorzucam sobie obowiązków, bo kiedy wracam do domu, najzwyczajniej w świecie czuję się tam samotnie i jest mi niezwykle smutno...
Tak, więc w tym względzie na szczęście mogę być elastyczna i w pewnym sensie przystosować swoje życie do określonych sytuacji :)

Miłego dnia Dziewczyny :1luvu:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Pt cze 01, 2012 21:02 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

Halo, halo, jest tu kto...? :roll:
Siedzimy z Mickiem, tzn. Micula na fotelu, ja na kanapie (chwilowo przed kompem) i dogrzewamy się, bo za oknem jakoś tak październikowo 8O

Nie wiem, czy wiecie, ale kotek, o którym ostatnio rozmawiamy, znalazł dom... 8O :roll:

Chciałam podzielić się z Wami taką ciekawostką...
Usłyszałam, że od regularnego zażywania naturalnych drożdży poprawiają się przede wszystkim włosy - rosną w obłędnym tempie, są zdrowe i pięknie lśniące, poprawia się skóra i paznokcie.
A ja po ostatniej antybiotykoterapii na zapalenie krtani mimo regularnych dawek witamin, nie mogę sobie poradzić z ogromem wypadających włosów, suchą skórą i dosłownie zrywaniem płytki z paznokci.
W związku z tym postanowiłam zastosować kurację drożdżami :mrgreen:
Tanio i oby przyniosło jakiś skutek, może przyjadę na spotkanie z włosami do ziemi :mrgreen
No, to tyle w ramach jakiś tam ciekawostek :wink:

No, i...mam do Was ogromną prośbę... :oops:
Pamiętacie jak pisałam, że u moich Rodziców dokarmiamy różne koty i jest tam taki Antek (wcześniej pisałam chyba, że Misiek, ale został przechrzczony na Antka).
Tak więc, Antek do duży kocur, którego solidnie odkarmiliśmy, ale pewnego razu zniknął i nie było go dobry miesiąc, jeśli nie dłużej :roll:
Pojawił się wczoraj i jeszcze czegoś takiego nie widziałam... :(
Kości pociągnięte skórą, autentycznie...
Zulusek w ostatnim stadium nie wyglądał tak źle... :(
Antek ma apetyt, mizia się jak szalony, ale jest strasznie chudy, chociaż to już nawet chudością nie można nazwać i bardzo brudny...
W pierwszej chwili pomyślałam, że może ma robaki, bo ma apetyt, a taki chudy, ale on ogółem wyjątkowo biednie wygląda...
No i też ma trzecie powieki...
Powinnam, w sumie muszę zabrać go do weta i tu moja prośba do Was... :oops:
Mam teraz trudną sytuację finansową, a że co chwilę wydaję pieniądze na jedzenie dla okolicznych kotów, na leki też i benzynę, jak wczoraj jadąc z Tereską do weta, to boję się w domostwie prosić o kolejne pieniądze... :roll:
Pewnie uzbierałabym na przestrzeni może 2 tygodni, ale myślę, że nie powinnam czekać, bo Antek naprawdę wygląda źle...
I tutaj moja prośba, pytanie, czy ktoś mógłby mnie wesprzeć finansowo, żebym mogła w miarę możliwości jak najszybciej zabrać Antka do weta...?
Nigdy nie prosiłam, ale teraz mam taką sytuację, że nie mam innych możliwości... :oops: :oops: :oops:

Rozpisałam się dzisiaj... :oops:

No, ale jeszcze chciałam napisać, że martwię się troszkę o Tereskę...
Dzisiaj zadzwonił do mnie syn sąsiadów i pytał, czy widziałam rano Tereskę (no właśnie nie widziałam i się tym zmartwiłam...), bo wrócił z ojcem ze szpitala do domu, a Tereska, która miała być na dworze, była w domu, z którego ledwo wyszła. W końcu się położyła i kiedy chciała wstać to strasznie miauczała...
Nie czekałam chwili i zostawiłam pracę, żeby jak najszybciej pojechać i zobaczyć, co się dzieje z tym kocim Aniołem... (Nie wiem, czy wspominałam, że to wyjątkowo wyjątkowy kot i jestem w niej zakochana... :1luvu: )
Przyjeżdżam, a Tereska z wielkim pomrukiem i przeciągnięciem wychodzi mi na przeciw... 8O
Idę do sąsiadów, a sąsiadka mówi, że nie wie, o co im chodziło, bo Tereska wybiegła jej na powitanie, kiedy wróciła z pracy :roll:
No, więc idziemy do jej męża, który w łóżku leży, a on mówi, że tak było i tyle i, że w sumie najlepiej to uśpić kota 8O 8O 8O
A ona oburzona, o co mu chodzi, ja pytam "słucham" :?: :!: :!: :!: A on, że on jest tak słaby i tak źle się czuje, że nie ma teraz sił ani rozmawiać, ani zajmować się kotem...
Zostawiłam temat, zagryzłam zęby, bo widać, że czuł się fatalnie i może w jakimś bólowo-lekowym amoku mówił tak dziwaczne rzeczy (nie wiem tylko po co wypisuje się ze szpitala, kiedy się jest w tak kiepskim stanie... :roll: ), ale...
Jutro zamierzam pójść do nich i porozmawiać o Teresce...
Wczoraj usłyszałam, że sąsiadka ma straszną alergię na koty i w sumie to oni szukali domu Teresce, ale niestety nie znaleźli.
Być może ich znajoma weźmie Tereskę, kiedy odejdzie jej pies, ale to nic pewnego, więc pewnie kot zostanie u nich.
Osobiście nie podoba mi się, że na cały dzień (od rana do późnego wieczora) Tereska zostawiana jest sama na dworze i to jeszcze kot, który nie schodziłby z kolan, gdyby mógł...
Nigdy, przenigdy nie zostawiłabym tak kota mimo, że mieszkamy w bardzo spokojnej i dość pustej okolicy, bez samochodów, itp.
Kiedy jechałam na 5 minut do sklepu obok, to Zulka zawsze zamykałam w domu... :roll:
No i...chcę jutro z nimi porozmawiać i wprost powiedzieć, że mam nadzieję, że to był jakiś jakoś wytłumaczalny amok, w którym sąsiad powiedział coś takiego, ale jeśli coś zauważę nie tak, albo są zdecydowani oddać Tereskę, to ja ją zabieram.
Nie pozwolę by tak cudowny kot miał być nieszczęśliwy...
Nie wiem też, co z jej zdrowiem, bo jakoś to wszystko się kłóci, więc muszę też priorytetowo o to zadbać, niezależnie od sytuacji...
Wczoraj dostała krople do oczu, bo ma sporą zmianę na prawym oku (niewiadomego pochodzenia...)
No i to tyle...

Wybaczcie, że Was tak dzisiaj zamęczyłam... :mrgreen:
Powinnyście dostać za to medale, więc teraz takie wirtualne daję, a na spotkaniu ucałuję albo uścisnę dłoń, gdyby ktoś sobie całusów nie życzył... :wink:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Pt cze 01, 2012 21:03 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

O, Matko jaki długi... :oops: :oops: :oops: :oops: :oops:
Dopiero teraz widać... :oops: :oops: :oops: :oops: :oops:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

Post » Pt cze 01, 2012 21:06 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

:( :( :( :(
Hakito :( :( :(
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Pt cze 01, 2012 21:12 Re: Zulusiu byłeś największą miłością mojego życia...

MalgWroclaw pisze::( :( :( :(
Hakito :( :( :(


Małgosiu kochana, te minki smutne to, którego się tyczą, bo ja się sama pogubiłam w tym ogromniastym poście... :oops: :roll:
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...

Hakita

 
Posty: 1347
Od: Pt lut 09, 2007 13:00
Lokalizacja: Kiekrz k/Poznania

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, Google [Bot], Hana i 53 gości