Nie piszę, bo w koncu ilez można pisać o tym, że jest bez zmian? Cukier jak był wysoki tak jest, od niedzieli obiżylismy dawke insuliny. Cukru nie badam, nie mam szans.
Dzisiaj zaczął się bowiem remont (tak sobie, wyłącznie w celu wnerwienia się, przypomnę, że do mieszkania po kompleksowym remoncie wprowadziliśmy sie jesienią 2007). Remont oczywiście zafundował nam najukochańszy i luksusowy nasz kotek
Wiadomo było, że ten remont nas czeka. Czarny dąb zaczął gnić, kto był u mnie ten widział, prawdziwa ohyda. Nie chcecie wiedzieć jak na mnie patrzą listonosze. Ja w sumie tez nie chcę ogladać tych spojrzeń
Płytki kupiłam już jakiś czas temu, a dzisiaj zaczął się sądny dzień, pan fachowiec zerwał parkiet. Pod parkietem kałuże. W zasadzie to nawet nie kałuże tylko krótka historia szczanka. Jakbym się uparła, to w sumie mogłabym zrobić profil quasi geologiczny. Od kryształów po płyn. Zrobiło się nie bardzo przyjemnie, bo fachowiec zaczął sie dusić, a częściowo skrystalizowany mocz Dracula pylić wraz z cementem. To był wypływ pierwszy, w miarę dochodzenia do drzwi, zacząl sie kolejny. Zamknięty w kuchni Dracul w jakiś sposób się wymknął i nasikał jeszcze raz, juz bezpośrednio na cement. Teraz to schnie, mam głęboką nadzieję, że do jutra wyschnie bo inaczej nici z jutrzejszej roboty.
Zrobiłam zdjęcia, ale tak naprawdę niczego one nie oddają, nie ma bowiem na miau.pl opcji zapach

Jednak nie to mnie dzisiaj załamało. Załamał mnie bufet. I owszem zdarzyło się niestety ostatnio Draculowi sikać i na bufet i na stół w kuchni. zdarzyło mu się nawet zrobić kupę. Wieczorem postanowiliśmy wynieść ekspres do kawy, bo jutro bedzie sporo pyłu - szlifierka do płytek. Podnosząc ekspres włożyłam w coś rękę, to coś miało konsystencję miodu oraz zbliżony kolor. Nie był to jednak miód, był to - tak oczywiście, kilkudniowy mocz Dracula w drodze ku krystalizacji
Podłamałam się, wstałam i odpaliłam komputer i postanowiłam się wyżalić.