Tak, koty też przeżywają żałobę a nie idzie im niczego wytłumaczyć i to też dodatkowo boli bardzo.
Dorotko, zaglądam co dzień jak się masz, jak sobie dajesz radę teraz... Wiem, że nie ma słów pocieszenia jeśli kotka kochało się TAK MOCNO.
Tak lubiłam czytać Twoje posty gdy opisywałaś "co słychać". Musisz przeżyć żałobę, jaka mocna i długa będzie tego nie wiesz nawet Ty sama, wypłakać się, wyszlochać, rozczulać nad sobą i Morfeuszem bo tak to jest
Ja najgorszą i najdłuższą żałobę miałam po koteczce Szarotce. Maleńkiej jeszcze syberyjskiej niebieskiej. Nie znałyście jej. Była przepiękna, przekochana... Zmarła w moje imieniny. Goście dzwonią do drzwi (dosłownie) a ja siedzę na podłodze nad ciałem Szarotki i wyję. 15 minut temu odeszła. Zmarła mimo i w trakcie intensywnego leczenia. Tych "imienin" nie zapomnę nigdy w życiu, no jasne, że nie zapomnę ale to był naprawdę koszmar, koszmar... Tym bardziej, że jak same wiecie nie każdy w ogóle rozumie miłość do kota. A tacy goście też byli. Co miałam zrobić? Nie wpuścić? Nie przypuszczałam w najgorszych przypuszczeniach, że Szarotka w ten dzień odejdzie. Na szczęście mąż przejął na siebie wszystkie obowiązki pana domu. Ja "nie żyłam".
Orcze, łzy mi napływają do oczu

(po tylu latach...) Są takie koty, których odejście NIGDY nie przestaje boleć tak całkiem. To był jedyny kotek w domu wtedy. Dłuuugo nie mogłam mieć "nowego kotka". Chciałam już, niby chciałam ale nie mogłam. Bo wiedziałam, że jaki by nie był to to nie będzie Szarotka, a ja chciałam moją Szarotkę. Chciałam ją widzieć dorosłą, byłyśmy tak zżyte... Wiedziałam, tak to czułam, że nie jestem w stanie - jeszcze nie - dać serce, miłość innemu kotkowi. Miałam wrażenie, że tylko bym go skrzywdziła biorąc. No ale czas, wiadomo... Tak jakoś prawie po 3/4 roku niemal dopiero poczułam, że jestem gotowa na nową miłość. Długo, bardzo długo no ale tak było. Szarotka ma w moim sercu bardzo szczególnie miejsce do dziś i nic tego nie zmieni. Niektóre koty w nieprawdopodobny sposób zapadają w nasze serca.
Maurycy, który zmarł w lipcu tego roku to znowu inna historia, inna żałoba - każda jest inna - ale trochę chyba pomaga jednak to, że są inne koty w domu, tak mi się wydaje. To tak jak z dziećmi, trzeba się nimi zająć mimo wszystko, mimo, że świat się zawalił, że jedno odeszło nie można tylko rozpaczać a jak jest jedno to jest chyba jeszcze ciężej. Bo nie ma już nikogo, pustka jest jeszcze większa. Choć oczywiście nic nie jest w stanie zapełnić pustego miejsca po tym które odeszło.