najpierw o psiurach-widmach: łaziliśmy, z Rastkiem i bez Rastka, świeciliśmy i czailiśmy się na zmianę, w końcu rozbebeszyliśmy całą norę i ... chyba jednak mieliśmy omamy

tzn. chyba jednak szczekał ze schronu Dziadek. Bunkier jak wygląda - każdy wie, w dodatku te dziury pod sufitem - więc echo, że proszę siadać... może po prostu Dziadek tam siedział, odważny jak jest na ulicy i prowokuje inne psy oddzielone od niego płotem, ale jak Rastek zaczął kombinować jak tam zejść, to Dziadyga niedobry po prostu uciekł, a myśmy jego wrzaski wzięli za szczeniaki. Z latarką w zębach oglądaliśmy tę norę - no owszem, psi zapach jest, ale nic, kompletnie nic, co mogłoby znaczyć o obecności tam szczeniaków. Czyli jednak pewnie lisia nora... Co nie zmienia faktu, że co tam lezę z psem, to nasłuchuję i się rozglądam.
A teraz:
kariera Dużej w nowym zawodzie, czyli nigdy nie wiesz, kto będzie Twoim pacjentem 
(będzie dłuuuugo)
Duża zasypała internet swoimi ogłoszeniami. Że przyjmie pracę dodatkową, na weekendy, popołudnia, noce. Duża chce utrzymać kontakt z nowo wyuczonym zawodem, ale ze względu na trzy kocie i jeden psi ryj nie może porzucić dotychczasowej pracy i szukać nowej tak sobie, beztrosko. No więc Duża wysyła listy, wstawia ogłoszenia, sprawdza maila kilkanaście razy dziennie... Nic
W końcu dzwoni telefon. Pani Weterynarz, już nie praktykuje, czasem mięso bada, ale szuka pomocy dla syna, który przejął jej dawny gabinet. WTF? Syn nie umie pisać ani korzystać z telefonu? no nic, Duża gada z Panią, ale od razu wie, że nic z tego nie będzie, bo Pani chce na pełen etat (o warunkach nic nie wie, bo "to już z synem") a do tego gabinet jest 70 km od Łodzi, ciut daleko

W końcu Pani mówi, że to może jednak syn sam zadzwoni? a bardzo proszę, niech dzwoni. Cisza.
Cisza.
Cisza.
Piątek, 7 października, ok. 17.00
Duża siedzi w domu i rzęzi. Dosłownie, bo ma zapalenie oskrzeli i od poniedziałku siedzi na zwolnieniu. Telefon. Dzwoni Pani. Że potrzebuje technika do siebie do lecznicy, że jedna techniczka właśnie jest na zwolnieniu przedporodowym, potem macierzyński, więc wiadomo. Jak Duża sobie wyobraża tę dodatkową pracę? Zaskoczona Duża sobie nie wyobraża, tylko umawia się z Panią, że przyjedzie jutro i pogadają na miejscu. Pani zachwycona, oczywiście, zaprasza, bardzo jej przyjemnie... odległość zmniejszyła się do 30 km w jedną stronę, więc charcząca i zasmarkana Duża na drugi dzień wsiada w auto i jedzie na rozmowę. "Rozmowa" kończy się po 5 godzinach, dwóch asystach przy zabiegach, kilku szczepieniach psów, studiowaniu obsługi autoklawu i wizycie Pana, który chce "szczepionkę do wcierania dla gołębi" cokolwiek to znaczy
Ale robota klepnięta i Duża szczęśliwa, mimo że zarobi na benzynę i paczkę fajek.
sobota, 22 października, godz. 7.45
Duża po raz trzeci staje w progu przybytku, który zapewnia jej kontakt z zawodem. Dziś ma mieć dyżur z inną Panią Doktor, o której trochę już słyszała, i Duża ... się boi

Zaciskając zęby Duża ubiera kitelek i zaczyna pracę, czyli ogarnia kotkę na dt w magazynie na paszę i kotkę z trójką kurdupelków - też na dt - w małym pomieszczeniu. Przychodzi Pani Doktor i ... zaczyna się młyn. Teoretycznie są tylko dwa umówione zabiegi: sterylka i kastracja, obaj pacjenci to koty, więc dla Dużej nic nowego. No i Duża przytrzymuje macicę kotki, Pani Doktor zakłada przewiązki, otwierają się drzwi. W drzwiach staje Pan, widać (i czuć), że prosto "od roboty", z kartonem w ręku i pyta: "a z tym coś poradzicie?" Duża już może puścić macicę, więc odchodzi od stołu i zagląda do pudełka...
W pudełku Duża widzi jelita. Duża ma chwilowy problem z identyfikacją pacjenta, ale jest! udało się. Pani Doktor, walcząca z szyciem kotki, pyta: "no i co to jest?" Duża, przestraszona na maksa, ale pewnym głosem oznajmia:
- "Prosię"
- "Znaczy co?" - pyta Pani Doktor.
- "Świnia. Malutka." - Duża używa synonimu
- "Nie taka malutka, dwa tygodnie już ma! jakby była malutka, to bym odpuścił, ale tak... szkoda pieniędzy no i nie chciałbym patrzeć jak się toto męczy!" - prostuje Pan z pudełkiem - "da radę ratować?"
- "da radę? co tam jest?" - pyta, wciąż szyjąca, odwrócona tyłem Pani Doktor
- "rozdarcie skóry i powłok brzusznych, wypłynięcie jelit, pacjent w szoku, nie wiem, czy da radę uratować" - Duża wspięła się na wyżyny elokwencji, co wierzcie - w zaistniałej sytuacji było naprawdę nie byle wyczynem...
Kolejne pół godziny Duża oblewała płynem fizjologicznym i wpychała w prosiaczka jelita...