Uprzejmie donoszę
Bury Gałgan zrobił mi wczoraj awanturę. Nie wierzę w to co przeżyłam i do dzisiaj z szoku nie wyszłam. A było to tak. Wróciłam do domu, niby nic dziwnego, wróciłam bardzo późno. To w sumie też nic dziwnego. Ancura pląsał wokół mnie wyraźnie dając znaki, że w brzuniu to raczej wiatr hula. No to wsypałam troszkę jedzenia do kociej miseczki (miska na oknie w kuchni była pełna

) Ancura się rozmruczał, rozmlaskał, popląsał jeszcze i sobie poszedł. Ja poszłam do łazienki wracam Ancy koło misek. Przechodzę słyszę głośne mruczenie, staję tyłem robiąc coś przy biurku słyszę ciche "mrraaa" takie trochę pytające. W głowie zapala mi się czerwona lampka i niebezpiecznie wyraźnie słyszę "oho w swoich myślach". Odwracam się trochę nie wierząc "a o co Ci chodzi?" "miaaaaauuuuuuu" "czyli?" "mrraaaaa, miaaa, mrrrrr, miaau" "czy Ty myślisz, że Ci ulegnę" "miaaau, miaaaaa, mrrr, mrrrr, mrrraaa, mraaaau". Tak cicho i niemrawo ale wyraźnie i zdecydowanie swoje pretensje koteniek wyartykułował.
A poza tym ja tego chyba nie pisałam. Dziękujemy wszystkim za pomoc wyciągnięcia paskudnika ze schroniska. Tak wczoraj mu się przyjrzałam, popatrzyłam na zdjęcia... no Ancy wyglądał dobrze, część kotów już nigdy w życiu nie będzie wyglądać tak super jak On w schronie ale... no teraz może i grubszy, może ma wąsy krótsze o połowę ale widać u Niego w oku "ten" błysk. Nieskromnie powiem, że widać, że koteczek jest kochany i rozpuszczany. Pan i Władca kuchennych parapetów.