Vini, vidi...

Pocieszne te maluszki. Moje też, kurcze. Wróciłam do domu. Kłaczka łapałam na czwartym - dalej się nie dało, blok się skończył. Hino radośnie pognała za nim - dwa na raz znosi się ciężko, oba wierzgają. Miyuki za pierwszym razem dała sie złapać na pierwszym, ale kiedy wrzucałam do chaty Hino, wydarło powtórnie. Tym razem na trzecie. Ganianie tych &*^($$#@ po klatce schodowej jest marzeniem mojego życia kiedy wracam do domu po pracy. I jest koło 21:30 - dodać należy. Na podłodze w przedpokoju leżał paw. Niezidentyfikowany bliżej, pawik chrupkowy. W łazience leżał zasrany dywanik. Ładnie poskładany - ktoś usiłował zakopać boba w dywaniku. Bob ładny - o co chodzi?! W kuwetach wcale nie nadmiar urobku. Ok. Posprzątałam w łazience, od razu i w kuwetach. Dałam gnojkom mięska - przez dzień miały chrupki. Kłaczek olał kolację.

Za to puścił pawia sokami żołądkowymi. Ki pieron?? Pomiaukuje jakby mu coś dolegało, pokłada się, chodzi "jakby w gacie narobił"- tylne łapki szeroko, trochę "na manekina". Tysiek mięsa wrąbał i po chwili też rzucił pawia. Na kanapę. Czegoś nie kumam. Dlaczego koty porzygują? Mam wrażenie że one sobie tak czasem lubią puścić pawika niekoniecznie kłakami... Ale Kłaczysko coś drętwe jest zdecydowanie. Tak kombinuję... Może im nie pasi sucha karma - nie miałam kiedy kupić w zoologicznym, (moje godziny pracy, psiakrew), na tradycyjną "paczuszkę" z netu na razie nie mam floty, kupiłam w markecie na "zatkaj dziurę"... Ale Kłak w czasach przedforumowych tylko na markecie jechał (przecież mój kot kupowałby whiskas!) i było ok.