Wrócilismy. Z obrzydzeniem.
No i oczywiście z tradycyjnym frubszonumerem pod tytułem "Znikający na samo podejrzenie możliwości powrotu kotek"
Dopiero po zmroku panna dała sie oszukać, że nigdzie nie wracamy a ja ją usilnie zapraszam do domu tylko na kolację.
Mam koci lazaret.
Albo ognisko kociej grypy
Kichająca Koć przed wyjazdem została jeszcze raz obmacana i osłuchana przez weta. Z braku jakichkolwiek innych objawów dostałam kolejne zalecenie "Obserwować!".
Pierwszego dnia na działkowisku zaczął kichać Plusz.
Inne objawy - jak u Frubszej.
Wet męczony przeze mnie wczoraj o koniecznośc zrobienia wymazu i antybiogramu stara się odwlec realizację tego pomysłu.
Zalecił nagotować im rosołku, przykryć ciepłą kołderką i poczytać kocie bajki.
Ekh...