...ekhem... ekhem...
TŻ wybył na dwa dni (poniedziałek-wtorek), z czego mnie również poniedziałek minął w pięknym stołecznym mieście W.
wróciłam, padłam, a Frideł, który przez Gizmaka alienować się zaczął i poirytowany raczej chodzi (przypominam niezorientowanym, że nie tak dawno maznął mnie prawicą przez facjatę i teraz blizny leczę cepanem, co ogranicza nazbyt bliski kontakt ustny z drugom połowom ze względu na zapach maści odstręczający raczej...
TŻ wrócił był we wtorek wieczór, wlazł, butów nie zdjął, torby nie odłożył a nieopatrznie blisko oparcia kanapy ustanowił się, Frideł szybciutko na oparcie wlazł, stanął na łapkach tylnych a przednimi wskrabał na TŻtową pierś, objął go łapkami za szyję i mordę na ramieniu oparł... i tak stali sobie minut kilka...
ze wzruszenia nie sdiełałam foty żadnej, ale mam nadzieję, że w zamian za szczegółowy opis wybaczone mi zostanie...
wyobraźcie se...
albo niech Wam moś ładnie narysuje...


