Nie ma żadnego zagrożenia życia ani żadnej nowej choroby nieuleczalnej. To nawrót pierwotnego schorzenia, a do tego przyplątał się potworny katar, stąd te trudności z oddychaniem. Tym razem zawalone solidnie oskrzela (na szczęście nie płuca) i węzły chłonne jak kurze jaja. Ale to ciągle to samo. Przed nami uciążliwe leczenie i żadnego niebezpieczeństwa. W tej kwestii duża ulga. Zaraz lecę do apteki po lekarstwo i kropelki do nosa na próbę (jak zacznie się ślinić, odstawiamy).
Ale jest i smutna dla mnie wiadomość. Nie jest wykluczone, że Milusia jest nosicielem kociego kataru. Wetka powiedziała, że prawdopodobnie nie będę jej mogła zatrzymać i że trzeba je znaleźć dom, w którym nie będzie innych kotów. Dla dobra Milusi i Szczypiorków tak oczywiście się stanie, ale ja po cichu trochę zaczynałam przyjmować obecny stan liczebny jako constans. I nie dlatego, że chcę mieć 4 koty. Ja chciałam zatrzymać MILUSIĘ. W tej sytuacji nie jest to możliwe.

Trudność jest jeszcze jedna. Wetka powiedziała, że trzeba się nastawić na leczenie przez najbliższe 3 miesiące, bo z takich schorzeń wychodzi się ciężko. Do czasu wyleczenia nie jest możliwa sterylka. Domek docelowy dla Milusi ma być bez kotów. Więc gdzie ja znajdę dla niej takich Dużych, którzy nie mają kotów i zdecydują się na wzięcie 5-letniej kotki z takimi przypadłościami? W dodatku po 3 miesiącach Milusia przeżyje kolejny stres pt. "domek mnie nie chce". Ja wiem, że przyczyna jest inna, ale jak jej to wytłumaczyć?
Przecież kotka mogłaby być już leczona w nowym, docelowym domku. Nawet byłoby dla niej lepiej, bo nie musiałaby siedzieć w klatce (teraz znów izolacja jest konieczna). Ale ja wiem, jak Milusia reaguje na podawanie leków: syk, drapanie. Ale to jest tylko strach. Natychmiast się uspokaja głaskami.
To musiałby być bardzo, bardzo świadomy, cierpliwy i odpowiedzialny domek. A gdzie go znaleźć?
To mnie smuci najbardziej. Bo przecież tu nie chodzi o moje widzimisię i moje "kochanie". Tu chodzi o jej dobro.
Naprawdę nie wiem, gdzie szukać... Teraz mam wyrzuty sumienia, że ją zabrałam, bo może zrobiłam jej krzywdę: pozwolę jej przywiązać się do mnie, a potem znów pozwolę, żeby czuła się odrzucona. Bardzo biedna jest ta kotka. Najgorsze, że jej jedyną winą jest tylko to, że żyje...