Tak się cieszę, że jesteście, że mnie rozumiecie
Kiedyś, kiedy łapała Agula koty białaczkowe na działkach pod nosem pewnych sosnowieckich organizacji, szukałyśmy pomocy w łapaniu. Tutaj, na forum. Nikt nie wyraził ochoty do pomocy, nikogo nie zainteresowało co dalej z kotkami złapanymi i chorymi. Przecież zaglądają na forum.
Trzy złapane przez nas znalazły się u mnie w domu. Jedna z nich już odeszła, jedną mam w dalszym ciągu a trzeciej zaoferowała DT Alienor u której przebywa do dzisiaj, za co jestem Jej bardzo wdzięczna.
Nikt poza tym nie pomógł w niczym, i zostałam z tym sama. Cały czas szukam im domów i du..a blada.
Złapałyśmy jeszcze ich matkę, która została wysterylizowana i jest w domku. Lecz zostały jej dzieci z kolejnego miotu, które z pewnością płodzą kolejne koty białaczkowe. My już więcej nie dałyśmy rady, bo gdzie je umieszczać, czy znowu do mnie do domu? Krzyczano, żeby uśpić, lecz nikt ni chciał tego zrobić. Mieli to głęboko gdzieś.....Problem jednak istnieje nadal.
Kiedy znowu kilka stron temu, tutaj na moim wątku pisałam prośbę o doradzenie co można zrobić kiedy wiem, że u jednej kobiety są przetrzymywane koty i psy w tragicznych warunkach, nikt nie zauważył mojej prośby. Bo przecież trzeba by było przeprowadzić interwencję a to już problem.
Kiedy latem, w czasie ogromnych upałów błąkał się pod blokami głodny, porzucony kocur ludzie dzwonili do jednej organizacji, która oprócz obietnic nie zrobiła nic. Tak więc Franio znalazł się u mnie, przekochany kocur, moja wetka znalazła mu dom.
Kiedy teraz postanowiłam nie usypiać maluszków, podniósł się hałas, jaka to ja jestem i jakie przestępstwo popełniłam.
A gdzie byli inni, kiedy była potrzebna ich pomoc i interwencja?
Problem z kobietą przetrzymującą zwierzaki w warunkach tragicznych istnieje nadal i kogo to obchodzi?